Dzień 60 |
Po powrocie pograliśmy z dziewczynami w remika, trzeba przyznać że z Oli zdolna bestia i zdarzyło jej się nas ograć. Kasia (druga z bratanic) nie grywała z nami wcześniej, więc korzystała z naszej pomocy. W międzyczasie zaczęło grzmieć, a nawet lać. Niezbyt długo i efektu specjalnego nie ma. Tzn. na zewnątrz, jak zawieje wietrzyk jest nieco przyjemniej. Mieliśmy to okazję odczuć przy okazji spaceru. Nawet na tle nieba dojrzałam tęczę. Osoby bardziej spostrzegawcze, powinni ujrzeć ją na zdjęciu.
Poczytałam 'Żółte cytrynki', które wypożyczyłam przed wyjazdem. Przyjemna lektura, którą szybko się czyta. Niewiele do końca zostało.
Trzeba deszczu, żeby była tęcza :)
OdpowiedzUsuńbył deszcz, o czym pisałam w notce nawet
OdpowiedzUsuń