poniedziałek, 22 grudnia 2008

ŻYCZENIA

Z okazji Bożego Narodzenia życzę:
Pogodnych, zimowych Świąt,
wypełnionych kolędą,
śmiechem i wspomnieniami.
Odpoczynku, zwolnienia oddechu,
nabrania dystansu do tego co wokół,

 zadumy nad płomieniem świecy,
Świąt dających radość                        

oraz nadzieję na Nowy 2009 Rok,
żeby był lepszy niż ten, co właśnie mija.
Dla wszystkich Czytelników
Z pozdrowieniami...c.Ela

środa, 10 grudnia 2008

aukcja

Witajcie!

Jak wiecie udzielam się w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej „3majmy Się Razem. Należy do niego też Aneta Musiałek, która od 15 lat porusza się na wózku. Przeszła szereg operacji i teraz ma szanse na chodzenie, ale potrzebne są jej do tego specjalistyczne ortezy – stabilizatory stawów kolanowych. Kosztują12 400 zł. Dofinansowanie z NFZ i PCPR , nie pokrywa łącznie nawet połowy wartości. Trochę już uzbieraliśmy, ale do końca zostało jeszcze ok. 5000zł. Stowarzyszenie zorganizowało internetową aukcję charytatywną:

http://www.allegro.pl/my_page.php?uid=6894562


Zachęcam do zaglądania na aukcję i przekazania informacji o niej szerszemu gronu.
A nuż ktoś znajdzie coś na prezent dla bliskiej osoby i pomoże w spełnieniu marzenia :D

środa, 3 grudnia 2008

Polanica c.d.

Wybaczcie kolejną długą przerwę w pisaniu… ale ostatnio tak dużo się dzieje.

Ciąg dalszy opowieści:

Prawdę mówiąc nie pamiętam, czego dotyczyła pierwsza rozmowa, ale pamiętam, że bardzo się śmiałam. Sytuacja powtórzyła się przy obiedzie. Potem poszłyśmy z J. na spacer, gdzieś potkałyśmy pana T. Jadł gofra i był umorusany dżemem ;) Zwierzył się nam, że już nie będzie mógł sobie pozwolić, na taką przyjemność, bo w „jaskini hazardu” przegrał pieniądze.. J. zaoferowała się w naszym imieniu, że postawimy mu gofra i lody, na co przystał z ochotą, po czym kazał mówić sobie po imieniu. Początkowo było mi niezręcznie, ale kiedy raz przez zapomnienie powiedziałam do niego per pan,  i usłyszałam groźbę :”jeszcze raz i cię strzelę”, a potem zwróciłam się bezosobowo i usłyszałam, że zrobi mi coś złego, wolałam nie ryzykować ;)

W końcu poszliśmy na umówione lody i gofra , bo się upominał.

Kiedy chodziliśmy po Polanicy nasza trójka wzbudzała powszechną uwagę swoimi gromkimi wybuchami śmiechu. Niestety, kiedy coś mnie bardzo rozśmiesza nie potrafię nad tym zapanować. Podczas rozmowy okazało się, że T. jest osobą publiczną, w latach 85 – 95, prowadził popularny program dla dzieci i młodzieży. My go nie rozpoznałyśmy.  J. miała ze sobą laptopa i sprawdzałyśmy prawdziwość tej informacji w Internecie. Okazało się, że mówił prawdę ;) Kiedy później T. korzystał z komputera J. i zobaczył, że szukałyśmy w Internecie jego danych, dostałyśmy miano „grzebaczek internetowych”;) Ja sama też dostałam parę ksywek, w kolejności: Elizabeth, Mała, Maluch, Kulka i Kluska. Ta ostatnia przyjęła się najbardziej i tak już zostało :)

Moją wadą było to, że spóźniałam się na wszystkie śniadania (nie zdążałam się wyrobić) i obiady (z winy zabiegów). Pewnego dnia spóźniłam się znacznie, więc darowałam sobie jedzenie zupy i od razu wzięłam się za jedzenie II dania.  T. stwierdził, że jestem niedożywiona i kazał mi zjeść marchewkę, która była na oddzielnym talerzu. Na co ja stwierdziłam, że zjem, ale zaraz. On kilkakrotnie kazał mi zjeść, a ja kilkakrotnie odpowiadałam, że zaraz. W końcu powiedział, że skoro chcę aferę, to nie ma sprawy i krzyknął na całą stołówkę: „ jedz marchewkę!!!”  Wszystkie spojrzenia skierowały się w naszą stronę, a ja o mało nie wylądowałam pod stołem ze śmiechu. Później, kiedy spacerowaliśmy po Polanicy,  dobiegały mnie okrzyki :„jedz marchewkę!”

Innym razem miałam straszną chęć na tańce. Wybraliśmy się we czwórkę: ja, J., T. i H.. Nie wiem czy to klimat, czy odpowiednie towarzystwo, ale nieźle się bawiłam ;) Czasami robili przerwy w graniu, a kiedy zaczynali grać ja pierwsza zrywałam się do tańca, wywijając z chustką na parkiecie.

Skorzystałam też z okazji i pojechałam na wycieczkę do Pragi. Praga jest cudna, szkoda tylko, że tak szybko przemykaliśmy przez miasto.  Mimo całodniowej gonitwy, nie odchorowałam tego i do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu…

Chyba zakończę już ten wątek polanicki. Działo się dużo, bardzo dużo, nie sposób o wszystkim napisać, a poza tym nie wszystko nadaje się do upublicznienia… ;) Co ciekawsze wątki zostawię dla siebie ;)

czwartek, 25 września 2008

wróciłam

To niesamowite, że w przeciągu zaledwie 3 tygodni można przeżyć tak wiele emocji, wrażeń... że można śmiać się tak wiele...

To niesamowite, że w jednej krótkiej chwili, nastrój może się zmienić tak diametralnie, z euforii, w totalny dołek... Ale pozostanę przy tej pierwszej części, o emocjach i wrażeniach pozytywnych, nie na tym co teraz...

1 września pojechałam do szpitala uzdrowiskowego -> pot. sanatorium. Ośrodek "Wielka Pieniawa", w którym przebywałam znajduje się w urokliwej, przecudnej miejscowości Polanica Zdrój.

Dnia pierwszego spiknęłam się z panią J. (od razu przeszłyśmy na "ty", więc od teraz będę się posługiwać skrótem J. ) i od tej pory byłyśmy niemal nierozłączne... dobrze nam się gadało i wspólnie spędzało czas. Również dnia pierwszego na swej drodze spotkałam pana T., który wydał mi się zagubionym, zupełnie niezorientowanym w niczym ponurakiem. Zostałam z nim posadzona, przy jednym stoliku na stołówce. Również dnia pierwszego natknęłam się na panią H.- współlokatorkę J. Najpóźniej, bo w okolicach godziny 23, spotkałam swoją współlokatorkę, z którą niemal cały turnus się mijałyśmy...

Na posiłkach zerkałam na stolik J., przy którym panowała radosna atmosfera, rozmowy, wybuchy śmiechu... a przy moim, grobowy nastrój, p. T ograniczał się do przywitania, po czym spożywał posiłek, wysyłając w międzyczasie sms-y, pani I.,która również siedziała przy moim stoliku, dnia pierwszego wygłosiła zdanie: " jaki gwar, po co to rozmawiać przy jedzeniu", trzeci współtowarzysz, pan M. próbował co nieco przebąkiwać, ja z ochotą się przyłączałam, ale ogólny klimat jakoś nie sprzyjał pogawędkom. 

Aż tu dnia, chyba trzeciego, na śniadaniu ponury pan T. zaczął ze mną rozmawiać i to w zabawnym tonie.. Na koniec posiłku dołączyła do nas J., która skończywszy jeść, usiadła na miejscu pana M. i rozmowa zaczęła się rozkręcać...

hmmm... nie będę opisywać całego turnusu, jednak jakieś małe wycinki z sanatoryjnego życia umieszczę, dlatego też ciąg dalszy nastąpi.... dziś weny, sił i chęci brak na dalsze pisanie.

niedziela, 31 sierpnia 2008

...

Oj strasznie zaniedbałam blog... eh co zrobić, taki charakter...  I czas tak szybko płynie... A zajęć dużo...

Teraz przez co najmniej 3 tygodnie nie pojawi się nowa notka, bo wyjeżdżam. Jednak po powrocie postaram się choć trochę nadrobić zaległości. 

Pozdrowienia dla Czytelników...

piątek, 1 sierpnia 2008

prośba...

Ostatnio tak wiele się dzieje, ale ograniczę się do opisania jednej ważnej sprawy. Resztę napiszę innym razem.

Zwracam się do Czytelników bloga o pomoc dla mojej przyjaciółki...

Może najpierw krótko opiszę historię naszej znajomości... 
Z Anetą poznałyśmy się jakieś 18 lat temu, w sanatorium "Małgosia" w Cieplicach. Ona była wtedy uczennicą II klasy, ja V. Spędziłyśmy razem parę miesięcy w jednej sali. Aneta już wtedy miała trudności z poruszaniem się, ale dawała sobie radę.

 
To cieplicka zabawa w "Małgosi". Anetę zaznaczyłam na czerwono, siebie na zielono.
  
Później nasz kontakt się urwał, ale dzięki cudownemu wynalazkowi jakim jest Internet, odnalazłyśmy się po latach. Znajomość odżyła na nowo, udzielamy się razem w Stowarzyszeniu "3majmy się razem", spotykamy się.  

  My :)
 Jeśli ktoś może pomóc Anecie, to bardzo Was o to proszę i dziękuje za wszelkie wpłaty!