piątek, 28 października 2011

Tata

Gdy byłam dzieckiem karmił mnie butelką… mam to uwiecznione na zdjęciu...
Czesał mnie łapiąc pod brodę, czego nie lubiłam,
Łaskotał, chodził ze mną na spacery…
Jeździł wiele kilometrów by mnie odwiedzić w sanatorium,
Odwiedzał w szpitalu, martwił się o mnie, i troszczył….
Gdy dorosłam, nie zawsze się zgadzaliśmy… wciąż widział we mnie małą dziewczynkę…po wielu sporach w końcu zrozumiał że dorosłam… zaakceptował moje wybory… Miało być już dobrze…. Ale nie jest...

To miało być zwykłe przeziębienie… kaszel, osłabienie… Antybiotyk, leżenie…  niby lepiej, a za chwilę dużo gorzej… brak apetytu, osłabienie, niemoc… Lekarz wezwany do domu stwierdził odwodnienie…. Nawodnienie nie pomogło, tatuś, który unikał lekarzy jak ognia, poprosił żeby wezwać lekarza znowu… czuł, ze dzieje się coś niedobrego… Przyjechało wezwane pogotowie… „Pogotowie jest od nagłych wypadków, przed tym wezwaniem byliśmy u dziecka, na które spadł kredens - to jest nagły przypadek…” Lekarz podczas całej wizyty mówił o nieuzasadnionym wezwaniu pogotowia, takim tonem jakbyśmy popełnili przestępstwo. Zabrali jednak tatę, obwieszczając, że tata i tak na pewno wróci zaraz do domu… Nie wrócił…. I nigdy już nie wróci…
Nie można było tatusiowi pomóc… Jedyne co mogłam zrobić, to być przy nim… Tak jak On bywał przy mnie…
Kocham Cię Tatusiu
Spoczywaj w pokoju

wtorek, 26 lipca 2011

wakacjowo - part 2

Raniutko byliśmy w stolicy, a dokładniej na uroczym dworcu. Przywitał nas kuzyn Jacka, który udzielił nam gościny. Zajechaliśmy komunikacją miejską do mieszkanka owego kuzyna i jego rodzinki. W progu przywitała nas przesympatyczna żona kuzyna - Kasieńka, z przeuroczym brzdącem na rękach. Ów brzdąc uwielbia wszelkie pokrętła i guziczki. Szczególnie świerzbią go rączki, gdy w ich zasięgu jest włącznik komputera lub sprzętu grającego. Drugi męski potomek kuzynostwa, obserwował nas z ukrycia. Po jakimś czasie oswoił się z naszym widokiem i zaszczycił nas swoją obecnością. Ugoszczono nas kawką (pyszną), kanapkami, napojami, słodyczami.... Czas upływał na pogawędkach i obserwowaniu popisów latorośli. 

Przed oficjalnym zebraniem umówieni byliśmy na prywatne spotkanie w kawiarni. Mieliśmy spotkać się przy charakterystycznym, porośniętym bluszczem, zielonym budynku Biblioteki Uniwersyteckiej. Zamierzaliśmy pojechać komunikacja miejską, ale pani domu, zaoferowała nam podwózkę. Protestowaliśmy - bezskutecznie ;) Jak się okazało Kasieńka, pomyliła bibliotekę z innym zielonym budynkiem, w związku z czym dojechaliśmy z półgodzinnym opóźnieniem ;) ale co tam, ważne że dotarliśmy :) Było miło i wesoło, ale jak wiadomo czas nie stoi w miejscu i trzeba było udać się na Zebranie. 

Zebranie poprowadzone przez nową panią prezes przebiegło gładko. Omówione zostały wszystkie zaplanowane punkty obrad. Po części oficjalnej, jak zwykle nastąpiła część towarzyska z jedzeniem, piciem, gadaniem o byle czym i hahaniem ;) Późnym popołudniem spotkanie dobiegło końca. Podwiezieni przez świeżo upieczonych małżonków dotarliśmy do kuzynostwa, gdzie znów chciano nas nakarmić i napoić, aleśmy się wymigali. Obejrzeliśmy film i udaliśmy się na spoczynek. 

Kolejnego dnia pogoda była niezwykle zmienna, niczym kobieta. Deszcz, słońce, słońce deszcz... Mimo to zamierzaliśmy odwiedzić moja ciocię. Kasia zapowiedziała, że nas podwiezie przed pracą. Zaprotestowaliśmy słabo, wiedząc, ze to niewiele da. Jak się okazało mieliśmy rację i o słusznej godzinie mknęliśmy autem z żoną kuzyna ;) Kasieńka spieszyła się do pracy, więc podwiozła nas tylko w okolice, nie szukając dogłębnie adresu. Tym razem trafiła dobrze, za to my się zagmatwaliśmy. Jednakże udało nam się w końcu dotrzeć na miejsce.

Ciocia przywitawszy się z nami, oznajmiła, że po południu przyjdzie moja kuzynka z córeczką, ażeby się z nami zobaczyć. Uznałam, że wypada mieć jakiś, choć skromny prezencik dla malucha, postanowiliśmy więc wyskoczyć na chwilę do sklepu po małe co nieco. Ciocia zaproponowała żebyśmy poszli po obiedzie. Po obiedzie akurat wyszło słoneczko, ale postanowiliśmy napić się jeszcze herbaty. Nim ujrzeliśmy dno w szklankach, niebo pokryło się chmurami i zaczęło padać. Uznaliśmy, że nie jesteśmy z cukru i deszcz nam niestraszny. Na propozycję cioci, że da nam parasol  pokręciłam przecząco głową. I miałam za swoje.... lało co raz bardziej, schowaliśmy się więc pod daszek, pełni ufności, że zaraz przestanie padać. Przecież pogoda co chwila się zmieniała. Niestety nie tym razem... Niechętnie, ale opuściliśmy w końcu suche schronienie, jak się później okazało słusznie, bo przyszłoby nam tam stać do wieczora. Zmoknięci, ale z nabytkiem powróciliśmy do domostwa cioci, gdzie w progu przywitał nas wujek, który podczas naszej nieobecności powrócił z pracy. Niedługo po tym równie zmoknięta przyszła kuzynka z córuchną ;) Oliwka przegoniła dziadka po całym mieszkaniu, aż się biedny zasapał.  Posiedzieliśmy do wieczora, po czym wujek odstawił nas w ręce Kasi. Nie było już za dużo czasu, ogarnęliśmy się trochę i przyszło nam pożegnać się z domownikami, po czym Kasiula odwiozła nas na dworzec. 

Podziękowaliśmy szczerze za gościnę i okazaną serdeczność, po czym  zajęliśmy miejsca w pojeździe szynowym zwanym pociągiem i pomknęliśmy w kierunku Wrocławia, a miarowy stukot kół ukołysał nas do snu. 
c.d.n

poniedziałek, 25 lipca 2011

wakacjowo - part 1

Siedzenie z nosem w książkach zakończyło się już dość dawno temu... Nowa notka nie powstawała z powodu leniuchowania z dala od domu. Ale po kolei...

13 czerwca miałam część pisemną egzaminu, która polegała na zakreśleniu 70 poprawnych odpowiedzi w teście. Odpowiedzi zakreśliłam, mam tylko pewne wątpliwości co do ich poprawności. 15 czerwca natomiast miałam część praktyczną, która polegała na opracowaniu projektu. Pisałam i kreśliłam tabelki całe 4 godziny - bez przerwy, a i tak nie zdążyłam opracować ostatniego punktu :/  Wyniki poznam pod koniec sierpnia. 

16 czerwca, w czwartkowe przedpołudnie miałam przyjemność siedzieć na fotelu dentystycznym z rozdziawioną paszczęką ;) a w godzinach popołudniowych witać Jacka na dworcu PKP :) Wieczorem udaliśmy się obejrzeć migające światełkami, tańczące w rytm muzyki - fontanny szczecińskie. 

Kolejnego dnia musiałam załatwić sprawy urzędowe, a w drodze powrotnej zahaczyliśmy o Ogród Różany tj. "Różankę", ale akurat wtedy zachciało się jej być niedostępną dla odwiedzających z powodu przygotowań do imprezy zamkniętej. 

W sobotę na dworcu PKP odbywała się impreza z okazji Dnia Techniki Kolejowej. Mieliśmy okazję wejść do pociągu po kładce dla niepełnosprawnych... taaa szkoda, że tylko przy takiej okazji, są takie udogodnienia. Przejechaliśmy się drezyną. Obejrzeliśmy pokaz grupy operacyjno-interwencyjnej Straży Ochrony Kolei. Pooglądaliśmy kolejki elektryczne, takie o jakich podobno marzą wszyscy tatusiowie dla swoich synków ;) Wyposażeni w kaski udaliśmy się też do zabytkowego schronu przeciwatomowego, którego tunele znajdują się pod dworcem. Nabyliśmy bilety i powróciliśmy do domu zmoknięci nieco, albowiem dopadł nas deszcz.

Po wszamaniu obiadku poszliśmy jeszcze na zakupy celem nabycia prezentu dla taty na Dzień Taty. Po powrocie wzięłam się za nielubiane przeze mnie zajęcie - pakowanie. Okazało się, że walizka jest całkiem, całkiem pojemna ;) Późnym wieczorem, pierwej pożegnawszy się z rodzicami, skierowaliśmy swe kroki ku dworcowi (już drugi raz tego dnia). Ja z torebką damską koloru bordowego uwieszoną na szyi, ciągnąca walizę i Jacek z plecakiem wielkości góry, dowlekliśmy się na przystanek tramwajowy. Dojechawszy na dworzec weszliśmy do pociągu (niestety nie po kładce ;P) i pomknęliśmy do Warszawy na Walne zgromadzenie Członków Stowarzyszenia ;)

c.d.n.

niedziela, 29 maja 2011

wspomnień czar

Postanowiłam nadrobić zaległości w pisaniu i umieścić informacje na temat minionych, ważnych i mniej ważnych wydarzeń. 

Zaczynam (w porządku chronologicznym):

(Zapowiedziana) wizyta w pracowni gliny (26. XI.2010)
Miałam opisać wrażenia z pracowni gliny. Tak nawiasem mówiąc wrażeń miałam więcej przed dotarciem na zajęcia... O mało co, a przez moje roztrzepanie wcale bym na nie nieprzybyła.  Znając siebie, napisałam sobie w przypomniaczu w telefonie, że przed szkołą mam udać się do szpitala, wpisałam datę  i godzinę, więc byłam spokojna... do czasu. W wyznaczonym dniu coś mnie tknęło, więc dla pewności piszę do koleżanki z pytanie, czy dobrze mam zapisane, że spotykamy się o 14:30. Odpisała "tak" . O 13:30 ta sama koleżanka dzwoni z pytaniem: 'gdzie jestem'. Byłam w domu, szykowałam się dopiero do wyjścia. Okazało się, że mylnie wpisałam w telefonie godzinę, a koleżanka, odruchowo potwierdziła; Nie wyobrażacie sobie jakiego przyspieszenia dostałam. Pędziłam niczym Struś Pędziwiatr, wskutek czego, moje spóźnienie, nie było wcale takie wielkie. Sama się dziwię, jak ja to zrobiłam;) Danka (organizatorka zajęć), pomogła mi nadrobieniu zaległości, dzięki czemu mam w domu śliczną miseczkę, w kształcie liścia kapusty. Wspomnianą miseczkę, chciał mi podstępnie zabrać Ptyś, ale zapobiegłam temu nikczemnemu czynowi ;P
Zajęcia w pracowni odbyły się dwukrotnie. Drugi raz 10. XII., na które przybyłam punktualnie ;) Odbywała się kontynuacja pracy nad miseczkami.

Warsztaty (22. XI.2010)
Zapisałam się na warsztaty z arteterapii, organizowane przez Centrum Wolontariatu POLITES. Poznałam nowe techniki i świetnie się bawiłam :)

Warszawa (2-5. XII.2010)
W towarzystwie Kingi, wyruszyłam w kierunku stolicy, celem uczestniczenia w Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu Członków, podczas którego wybrane zostały nowe władze Stowarzyszenia Młodych "3majmy się razem". Zrezygnowałam z funkcji wiceprezeski drugiej ;), w Stowarzyszeniu oczywiście pozostając, jako członkini szaraczek ;P Podczas pobytu w stolicy, zatrzymałyśmy się u jednej z cioć, resztę familii odwiedzając. Było miło:)

Wyjazd do Strzelina (28. XII.2010)Tuż po świętach, wyruszyłam do  Jacka, celem spędzenia  wspólnego Sylwestra. 31 grudnia mój luby przyszykował kolację przy świecach, a niedługo po północy tj. 1.I.2011, oświadczył mi się. Oświadczyny przyjęłam :D Tydzień później musiałam wracać do domu.

Pożegnanie IV semestru (15. I. 2011)
Jak wspomniałam w notce z 13.XI.2010, nasz semestr, musiał przygotować pożegnanie semestru IV. Wspomniałam też, że chciałyśmy (za inicjatywą Justynki), by żegnane osoby wzięły czynny udział. Wymyśliłam, więc żeby przygotować dla nich różne metody i techniki terapii czyli to, czego się  uczyły przez owe cztery semestry. Dopadła mnie wena twórcza i cierpiąc na bezsenność, stworzyłam wierszyki dla każdej z nich. Całość wyglądała następująco:

Najpierw było przywitanie, również wyprodukowane przeze mnie w godzinach nocnych:

"Wszystkich tu zebranych serdecznie witamy,
Słuchaczki IV semestru dzisiaj pożegnamy.
Perspektywa egzaminu zapewne stresuje,
lecz my dobrze wiemy, co stres rozładuje...
Pomoże w tym terapia - szczerze zapewniamy!
Kilka metod i technik dzisiaj dla Was mamy
Parę słów teorii, dla wiedzy utrwalenia,
a zajęcia praktyczne w celu rozluźnienia.
Tyle słowem wstępu, już nie przedłużamy,
do wspólnej zabawy wszystkich zapraszamy."

Następnie jedna z nas odczytywała teorię o konkretnej metodzie, a później wierszyk przypisany, do jednej z żegnanych dziewczyn:

"Anna
Talent wokalny posiada Anka,
Która to każdego ranka
Głowę w okno wystawia
I swój talent przedstawia
Dla zebranych wokół gapi
W ramach MUZYKOTERAPII"
Po odczytaniu, osoba wyczytana musiała wyjść na scenę. W tym konkretnym przypadku, została poproszona o odśpiewanie piosenki "Hej sokoły". Wybrałyśmy utwór łatwy lekki i przyjemny no i powszechnie znany. Dodatkowo, wydrukowałyśmy tekst także dla widzów, aby wszyscy wspomogli poddawaną terapii Annę. Terapia zakończyła się sukcesem :)

Następnie miała być 'terapia' dla Tereski, ale ta niestety nie przybyła na pożegnanie. Jednakże wszystko było dla niej przygotowane. Wierszyk...

"Teresa
Teresa dziewczę bardzo oczytane,
ciągle wertuje dzieła wybrane:
powieści, poezje, biografie, nowelki
Czytadełek wybór wielki.
Przenieść w świat fantazji, nieraz się przytrafia,
Takie właśnie właściwości ma BIBLIOTERAPIA".

... i terapię. Tereska miała przeczytać wierszyki łamiące języki (tym razem już nie mojego autorstwa).

"Olga
Olga w nastrój nostalgiczny popada czasami
I do lat dziecięctwa powraca myślami
Jak to fajnie kiedyś było bawić się w doktora,
Kiedy lalka z warkoczami to pacjentka była chora.
Gry planszowe, klocki, bierki oraz tańce w koło
Jakże wtedy wszystkim było miło i wesoło
Na myślenie o przeszłości szkoda czas marnować
I lepiej LUDOTERAPIĘ * szybko zastosować"

* Dla nie wtajemniczonych - ludoterapia - terapia poprzez zabawę (mówiąc skrótowo)

"Alina
Do tanga, lambady i do wygibańca,
Aliny nogi same rwą do tańca.
Mogłaby zatańczyć w "Tańcu z Gwiazdami"
Tak wdzięcznie wywija swoimi członkami.
Może tańczyć w parze, może tańczyć solo
I nie zważa nawet na to czy ją nogi bolą..
I jedno pragnienie wciąż Alinę trapi,
Prowadzić zajęcia z CHOREOTERAPII".*

*terapia poprzez taniec.
Poddawanej terapii Alince zostały wręczone gumowe kaczuszki, które ta z kolei miała rozdać wybranym przez siebie osobom w sali. Osoby te zostały  w ten sposób poproszone do zabawy. Wszyscy razem odtańczyli "Kaczuchy:" Szanowne grono pedagogiczne całkiem nieźle kręciło kuperkami ;)

"Katarzyna
Katarzyna jest jak mrówka i pracuje stale,
To układa, to zamiata nie leni się wcale.
Ściera, pierze, zmywa, a także prasuje,
Ani przez minutę Kasia nie próżnuje.
Wielki zapał do roboty wszystkim wpoić może,
A ERGOTERAPIA* jej w tym dopomoże".

*terapia poprzez pracę.

Kasia miała za zadanie pozamiatać porozsypywane guziki, mini szczotką na mini szufelkę, w jak najkrótszym czasie.

"
Monika
Monika wrażliwa na piękno natury,
Zachwyca ją morze, podziwia też góry,
Cudne te widoki na płótnie odtwarza,
Nauczyła się tej sztuki od Janka - malarza:)
Rysuje, wycina albo rzeźbi w glinie
I czyni to póki natchnienie nie minie.
ARTETERAPII chętnie się poświęci,
Bo wszelaki rodzaj sztuki niezwykle ją kręci.
Prowadząca wręczyła Monice karteczkę zawierająca informację, o tym, kogo portret powstanie, z zakazem zaglądania do niej.  Następnie Monice zawiązano oczy, a prowadząca instruowała ją co ma rysować, np. twarz owalna, długa, łabędzia szyja, oczy jak migdałki... itp. Skończone dzieło wyglądało całkiem nieźle wziąwszy pod uwagę, że powstawało z zawiązanymi oczami, jednakże pewnych deformacji nie udało się uniknąć ;) Po skończonej pracy, Monika odczytała treść karteczki... Oto co przedstawiał rysunek: terapeutkę zajęciową, po 20 latach pracy w zawodzie ;)

"Alicja
Czy słońce świeci, czy deszczyk pada
Alicja ciągle żarty opowiada.
Siedem dni w tygodniu, od rana do nocy,
Można usłyszeć jej śmiech uroczy.
Troski także w żart obrócić potrafi,
wszystko to za sprawą GELATOTERAPII"*

różne źródła podają różne nazewnictwa tej metody: gelatoterapia lub gelototerapia - terapia śmiechem ;D

"
Joanna
Joasia sprawnością zachwyca,
Jest giętka niczym kocica.
Tor przeszkód, skłony rąk wymachy,
Dają jej zawsze ubaw po pachy.
To co przychodzi jej wciąż do głowy,
To poprowadzić TRENING RUCHOWY".*
*nazwa mówi sama za siebie ;)

Joasia musiała przejść tor przeszkód ;)

"Małgorzata
Mało w portfelu, do kupienia wiele,
Gosia sobie z tym poradzi drodzy przyjaciele.
Skrupulatnie wszystko liczy, z rozwagą wydaje
I po każdych zakupach reszta jej zostaje.
Na promocjach, wyprzedażach już nie straci głowy,
Bo Małgosia przecież przeszła TRENING BUDŻETOWY."
Małgosia musiała policzyć pół słoika groszówek, w jak najkrótszym czasie ;)
Generalnie można uznać, ze wszystko się udało :) Wziąwszy pod uwagę, że ilość prób ograniczyła się do 0,5 próby, to można uznać że nadzwyczaj zdolne z nas dziołchy ;)
Po części artystycznej wszyscy zasiedli przy stołach szamając ciasto i popijając kawką (lub herbatką do wyboru) ;D

Egzaminy semestralne (21-22. I. 2011)

Zaliczyłam, ale szczegółów nie pamiętam ;) W każdym razie po wszystkim poszłyśmy do pizzerii... na kawę i lody ;)
Jest tego jeszcze trochę, ale dziś już sił mi brak... c.d.n. ... chyba ;)
Czekają mnie egzaminy końcowe, wiec niechęć do nauki, może mnie nakłonić do napisania notki ;P

poniedziałek, 31 stycznia 2011

...

Powinnam przeżywać jedne z szczęśliwszych dni w życiu, ale za sprawą najbliższych mi osób siedzę i płaczę. Chciałabym się tym nie przejmować, ale nie potrafię.Chciałabym by akceptowali moje wybory, żeby cieszyli się ze mną… ale to co odbieram z ich strony, to demonstracyjne milczenie, i zacięta mina... jak bymzrobiła coś złego, a ja chcę tylko żyć, po prostu żyć, zwyczajnie jak milionyludzi na całym świecie…

nie o tym miałam pisać, tak wyszło...