wtorek, 26 lipca 2011

wakacjowo - part 2

Raniutko byliśmy w stolicy, a dokładniej na uroczym dworcu. Przywitał nas kuzyn Jacka, który udzielił nam gościny. Zajechaliśmy komunikacją miejską do mieszkanka owego kuzyna i jego rodzinki. W progu przywitała nas przesympatyczna żona kuzyna - Kasieńka, z przeuroczym brzdącem na rękach. Ów brzdąc uwielbia wszelkie pokrętła i guziczki. Szczególnie świerzbią go rączki, gdy w ich zasięgu jest włącznik komputera lub sprzętu grającego. Drugi męski potomek kuzynostwa, obserwował nas z ukrycia. Po jakimś czasie oswoił się z naszym widokiem i zaszczycił nas swoją obecnością. Ugoszczono nas kawką (pyszną), kanapkami, napojami, słodyczami.... Czas upływał na pogawędkach i obserwowaniu popisów latorośli. 

Przed oficjalnym zebraniem umówieni byliśmy na prywatne spotkanie w kawiarni. Mieliśmy spotkać się przy charakterystycznym, porośniętym bluszczem, zielonym budynku Biblioteki Uniwersyteckiej. Zamierzaliśmy pojechać komunikacja miejską, ale pani domu, zaoferowała nam podwózkę. Protestowaliśmy - bezskutecznie ;) Jak się okazało Kasieńka, pomyliła bibliotekę z innym zielonym budynkiem, w związku z czym dojechaliśmy z półgodzinnym opóźnieniem ;) ale co tam, ważne że dotarliśmy :) Było miło i wesoło, ale jak wiadomo czas nie stoi w miejscu i trzeba było udać się na Zebranie. 

Zebranie poprowadzone przez nową panią prezes przebiegło gładko. Omówione zostały wszystkie zaplanowane punkty obrad. Po części oficjalnej, jak zwykle nastąpiła część towarzyska z jedzeniem, piciem, gadaniem o byle czym i hahaniem ;) Późnym popołudniem spotkanie dobiegło końca. Podwiezieni przez świeżo upieczonych małżonków dotarliśmy do kuzynostwa, gdzie znów chciano nas nakarmić i napoić, aleśmy się wymigali. Obejrzeliśmy film i udaliśmy się na spoczynek. 

Kolejnego dnia pogoda była niezwykle zmienna, niczym kobieta. Deszcz, słońce, słońce deszcz... Mimo to zamierzaliśmy odwiedzić moja ciocię. Kasia zapowiedziała, że nas podwiezie przed pracą. Zaprotestowaliśmy słabo, wiedząc, ze to niewiele da. Jak się okazało mieliśmy rację i o słusznej godzinie mknęliśmy autem z żoną kuzyna ;) Kasieńka spieszyła się do pracy, więc podwiozła nas tylko w okolice, nie szukając dogłębnie adresu. Tym razem trafiła dobrze, za to my się zagmatwaliśmy. Jednakże udało nam się w końcu dotrzeć na miejsce.

Ciocia przywitawszy się z nami, oznajmiła, że po południu przyjdzie moja kuzynka z córeczką, ażeby się z nami zobaczyć. Uznałam, że wypada mieć jakiś, choć skromny prezencik dla malucha, postanowiliśmy więc wyskoczyć na chwilę do sklepu po małe co nieco. Ciocia zaproponowała żebyśmy poszli po obiedzie. Po obiedzie akurat wyszło słoneczko, ale postanowiliśmy napić się jeszcze herbaty. Nim ujrzeliśmy dno w szklankach, niebo pokryło się chmurami i zaczęło padać. Uznaliśmy, że nie jesteśmy z cukru i deszcz nam niestraszny. Na propozycję cioci, że da nam parasol  pokręciłam przecząco głową. I miałam za swoje.... lało co raz bardziej, schowaliśmy się więc pod daszek, pełni ufności, że zaraz przestanie padać. Przecież pogoda co chwila się zmieniała. Niestety nie tym razem... Niechętnie, ale opuściliśmy w końcu suche schronienie, jak się później okazało słusznie, bo przyszłoby nam tam stać do wieczora. Zmoknięci, ale z nabytkiem powróciliśmy do domostwa cioci, gdzie w progu przywitał nas wujek, który podczas naszej nieobecności powrócił z pracy. Niedługo po tym równie zmoknięta przyszła kuzynka z córuchną ;) Oliwka przegoniła dziadka po całym mieszkaniu, aż się biedny zasapał.  Posiedzieliśmy do wieczora, po czym wujek odstawił nas w ręce Kasi. Nie było już za dużo czasu, ogarnęliśmy się trochę i przyszło nam pożegnać się z domownikami, po czym Kasiula odwiozła nas na dworzec. 

Podziękowaliśmy szczerze za gościnę i okazaną serdeczność, po czym  zajęliśmy miejsca w pojeździe szynowym zwanym pociągiem i pomknęliśmy w kierunku Wrocławia, a miarowy stukot kół ukołysał nas do snu. 
c.d.n

1 komentarz:

  1. Hej skarbie fajnie było a teraz to jeszcze cudownie opisujesz,
    wiem co będzie dalej ale i tak czekam z niecierpliwością na dalszy Twój opis:) pozdrawiam Jacek - Twój luby, Maruda
    2011-07-27 08:32

    OdpowiedzUsuń

Zostaw proszę ślad po sobie :) Jeśli nie masz konta Google i nie wiesz jak komentować (też miałam z tym problem ;)) proponuję wybrać opcję Nazwa/adres URL. W polu z nazwą możesz wpisać swoje imię lub nick.