sobota, 26 stycznia 2008

przepustka

Aktualnie przebywam na przepustce szpitalnej. 

Jutro wieczorkiem trzeba będzie wrócić na oddział rehabilitacyjny, gdzie wyginam swoje stawy ;)
Towarzystwo na oddziale w porządku. Udało mi się i na sali leżę z wesołą rówieśniczką ;)
Nie chciało się dbać o zdrówko wcześniej i teraz po ćwiczeniach w szpitalu jestem nieco obolała :( Pociesza mnie fakt, że widać pierwsze efekty... :D
No dobra to tyle. Nie mam siły więcej pisać.
Postaram się aby następna notka była weselsza.
Pozdrowienia dla Czytelników.

poniedziałek, 14 stycznia 2008

Znów o Werce, ale nie tylko ;)

Mikołaj nie przyniósł mi upragnionej pastylki, która pomogłaby mi się lepiej organizować, być bardziej systematyczną i poukładaną, w związku z tym, w nowym roku, notki  na blogu dalej będą się ukazywać jak dotychczas tj. bardzo nieregularnie ;)

Od długiego czasu, zamierzałam napisać, układałam w myślach co też tu "naprodukuje" i za każdym razem koncepcja była inna.  A teraz postanowiłam nic nie układać, po prostu napiszę to co mi przyjdzie na myśl.

Zacznę od Werki. Mała dostała od Mikołaja pod choinkę upragnioną Arielkę, z dołączonym do kompletu krabem (rakiem). Mówi do mnie:
- Ciocia pobawisz się ze mną? ja będę Arielką, a Ty krabem. :D :D :D
Hmmm cóż za kusząca propozycja, nieprawdaż?
 
Przed świętami do Szczecina zajechała coca-cola, ze swoimi ciężarówkami. Były organizowane konkursy, ale Weronika z racji swej wstydliwości nie chciała brać w nich udziału. Szwagier powiedział do Kingi, żeby ona wzięła udział, no i poszła ;) Zadanie konkursowe polegało na ułożeniu jak najwyższej wieży z prezentów. Były na to 2 minuty. Kinga rzuciła się do układania, jakby.... hmmm do czego to przyrównać... no szybko się rzuciła ;) Rozśmieszyła mnie tym totalnie. Nie tylko mnie zresztą, wszyscy się śmieli, ja niestety najgłośniej, ale czy to moja wina, ze kiedy coś mnie szczerze rozśmieszy to nie panuję nad śmiechem??

Zauważyłyśmy z Kingą, że obie mamy dość specyficzne poczucie humoru, które nie każdy rozumie :/ Zdarza się, ze śmiejemy się tylko my, a inni patrzą na nas dziwnie :]

Jeszcze przypomniało mi się, jak to kiedyś, stało w kuchni ciasto upieczone na jakąś okazję, na dzień następny. Werka zobaczyła i mówi:
W: Co to za ciasto? Mogę zjeść?
A: Nie, to ciasto jest na jutro.
W: A nie można tego przełożyć na dzisiaj???
:D :D :D Właśnie po co czekać? ;)

Reszta następnym razem, może uda mi się napisać trochę szybciej.