sobota, 8 czerwca 2013

Zjazd w Cieplicach nr 3


W środę 29 maja po skończonych zajęciach na kursie grafiki pognałam do domu, po to by w szybkim tempie wrzucić coś do brzucha i wyruszyć w ponowną, sentymentalną podróż do Cieplic... na kolejny - trzeci - zjazd byłych kuracjuszy nieistniejącej już "Małgosi".
Na dworcu PKS czekała już Ewelina K.- moja współtowarzyszka podróży i zarazem organizatorka spotkania. Droga długa i męcząca, ale jakże upragniona i wyczekiwana od kilku miesięcy...
Na miejscu byłyśmy przed 6 rano. Na dworcu autobusowym czekał na nas znajomy Eweliny. Zabrał nas do siebie, poczęstował mocną, gorącą kawą, niezwykle smaczną po nocnej podróży. Przygotował też gorący termofor na rozgrzewkę :) Przed 10 zajechałyśmy do pensjonatu, ogarnęłyśmy się nieco i poszłyśmy na spacer po Cieplickim deptaku. Wywabiłyśmy z domu siostrę Dorotkę (pielęgniarkę z Małgosi). Wymieniłyśmy się nowinkami, ponarzekałyśmy na zimno i ruszyłyśmy na poszukiwania innych członkiń  dawnego "małgosiowego" personelu. Spotkałyśmy jeszcze siostrę Anie, zwaną "śpiewającą" oraz panią Grażynkę. 
Jak zaszyłyśmy do pensjonatu, to część zlotowiczów już była na miejscu, w niedługim czasie dotarła i reszta, w tym również Jacek. Byli też nowi uczestnicy nie biorący udziału w dwóch poprzednich zjazdach, w tym Ewelina B., z którą nie widziałam się od wielu, wielu lat. Jakże dobrze nam się rozmawiało :) Przybyła z mężem i córką. Wspólna kawka w małym gonie i mnóstwo wspomnień :)
Wieczorem w świetlicy zgromadziliśmy się wszyscy: Adam, Ewa, Ewelina B. Ewelina K., Gosia, Jacek, Justyna, Łukasz, Marek, Przemek i ja. Rozmowy, dużo śmiechu, napoje wyskokowe, coś na ząb... czegoż więcej trzeba? :) 
Gromadka dzieciaków też przypadła sobie do gustu i świetnie się bawili.
W piątek się wypogodziło, poszliśmy z Jackiem pospacerować po okolicy. Przypadkowe spotkanie z rehabilitantką Grażynką. Ilekroć odwiedzam to miejsce, ogarnia mnie jakieś takie wzruszenie, niedowierzanie, że znów mogę tu być. W miejscu, gdzie spędziłam dzieciństwo. To jak powrót do domu...  Dla mnie i Jacka to miejsce jest tym ważniejsze, ze to właśnie tu się poznaliśmy i zaczęła się nasza wspólna historia...
Popołudniu wspólne biesiadowanie... zakończone późną porą. Jakżeby inaczej skoro nie widzieliśmy się tak długo...
Sobotni poranek przywitał nas deszczem i pokrzyżował nasze plany. Mieliśmy zamiar zrobić sobie wspólną wycieczkę, bowiem okolica obfituje w atrakcje turystyczne. Niestety pogoda nie pierwszy raz odniosła zwycięstwo w starciu z ludzkim zamierzeniami. Wyjściem awaryjnym okazał się wypad do pobliskiej naleśnikarni i spacer w strugach deszczu w niewielkim oddaleniu od pensjonatu. Wróciliśmy mokrzy od stóp do głów. Po wysuszeniu wyruszyliśmy na spotkanie z "ciociami" czyli wychowawcami i pielęgniarkami. Wspomniana już siostra Dorotka oraz nauczycielki: p. Monika, p. Iwonka i p. Basia. Wszyscy tryskaliśmy humorem.
W niedzielę wszyscy zaczęli się rozjeżdżać do domu. Eweliną z którą przyjechałam, zatrzymały sprawy sercowe. Sama siedziałabym do wieczora w Jeleniej Górze, więc za namową Jacka pojechaliśmy razem do Strzelina i dopiero w poniedziałek wyruszyłam do Szczecina.
Dotarłam z godzinnym opóźnieniem, zmęczona, ale szczęśliwa :)
Niemal wszyscy uczestnicy zlotu

Park zdrojowy w Cieplicach
moja skromna osoba