środa, 19 września 2007

o warsztatach w Ciechocinku

Nie było mnie 14 dni, a czuję się jakby nie było mnie 2 miesiące. 

Od jakiegoś czasu byłam namawiana, najpierw przez koleżankę, potem przez kolegę na wzięcie udziału w programie dla niepełnosprawnych „Gotowi do pracy”. Długo nie mogłam się zdecydować, kiedy jednak inna z koleżanek przysłała mi formularz zgłoszeniowy do wypełnienia, postanowiłam spróbować. Dzień przed wyjazdem do Warszawy, wypełniłam formularz i zostawiłam go siostrze do wysłania. Po niecałych dwóch tygodniach zadzwoniono do mnie, że zakwalifikowałam się na warsztaty. Okazało się, ze jadę do ośrodka w Ciechocinku z czego bardzo się ucieszyłam (daawno temu, w 3 klasie szkoły podstawowej, byłam w sanatorium w Ciechocinku). Trochę się też obawiałam jak tam będzie, ale w sumie nie było już odwrotu.

Przyjechali po mnie o 7 rano i powieźli w nieznane. Po drodze zbieraliśmy kolejnych uczestników warsztatów. Kiedy zajechaliśmy na miejsce pomyśleliśmy, że to jakiś żart :/ Budynek w kiepskim stanie, zaniedbany i brudny, koordynatora projektu nie było na miejscu, bo jak się okazało pojechał po drugą grupę uczestników. Musieliśmy przez to czekać na kanapie przy wejściu. Zjawił się chyba po dwóch godzinach i zostały nam przydzielone pokoje. Wszędzie była masa pająków, co dla mnie - arachnofobiczki było koszmarem… 8O brr

Zaczęliśmy się buntować, chcieliśmy od razu wracać do domów. Dano nam jednak do zrozumienia, że mamy zostać. Wysyłając zgłoszenie wyraziliśmy zgodę na uczestnictwo i baliśmy się, że jeśli zrezygnujemy to będziemy musieli ponieść jakieś konsekwencje. Nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nami pokierować :/.
Teraz myślę, że dobrze się stało… :D :D

Była bardzo fajna grupa ludzi. Totalna mieszanina, ale myślę, że właśnie dlatego było tak ciekawie. Podczas całego pobytu zdarzały się jakieś sprzeczki i kłótnie, ale to wszystko było bez mojego udziału, ja się dogadywałam ze wszystkimi ;D

Na zajęciach uczyli nas asertywności, kreatywności, optymizmu :D Koleżanka stwierdziła, że czego, jak czego ale optymizmu nie trzeba mnie uczyć. Swoją drogą to dziwne, jak różni ludzie, różnie nas postrzegają, są tacy co mają mnie za skrajną pesymistkę.

Muszę przyznać, ze całe te warsztaty bardzo dużo mi dały, mam wrażenie, że więcej niż innym :)  Dowiedziałam się czegoś o sobie, dostrzegłam u siebie cechy, których wcześniej nie zauważałam.
Po zajęciach chodziliśmy na spacery. Podziwiałam piękne dywany kwiatowe…

Czasami robiliśmy sobie grilla…. Pewnego razu zrobiliśmy sobie grilla na tarasie, był już wieczór, chłodno. Wszyscy siedzą i tylko jedna Ela…tańczy :D. Zimno było, Ela zmarzlak, trzeba było się jakoś rozgrzać. Reszta towarzystwa rozruszała się jak weszliśmy do środka…dziwne, przecież tam było ciepło ;) Po owym grillu, w nocy pożywiła się moją krwią… złośliwa komarzyca. Rano nie mogłam otworzyć oka, gdyż okazało się, że „uciapała” mnie w powiekę.  Włożyłam sobie za okulary chusteczkę, przysłaniając opuchliznę. Po tańcach bolały mnie też nogi i rano szłam opierając się cała na poręczy. Jak zobaczył mnie Darek, koordynator projektu to skwitował:
- „No tak, spuścić was na chwilę z oczu, to chodzicie po ścianach z popodbijanymi oczami”
No cóż, zdarza się :D

Uczyłam się też gry w bilard. Przy moim schorzeniu to nie taka prosta sprawa, ale jak się gra z kimś, kto tak samo nie potrafi, to można nawet wygrać! :D Wiem bo mi się udało… za pierwszym razem…za drugim już nie :] A jakie gigantyczne pająki chodziły po sali bilardowej brr. Pstryknęłam im nawet parę fotek :]
Przyznam jeszcze, że mój organizm został nieco nadwerężony. Chodzenie spać o 1 lub 2 w nocy i wstawanie o 6:30 robi swoje.

Na końcu mieliśmy wykłady z prawnikiem, ledwo wysiedziałam. Nie żeby nudził, skądże, ale jednak prawo trzeba lubić, żeby słuchać z wielkim zainteresowaniem, a po tak wyczerpującym pobycie ciężko było nie zasnąć. Prawie mi się to udało, jednak, niestety miałam kilkusekundowe „odloty”  :O

W drogę powrotną wyruszyliśmy o 19,  ja byłam odwieziona jako przedostatnia i do domu dotarłam po 3 w nocy. Zanim opowiedziałam pierwsze wrażenia, zrobiła się 4 i dlatego pierwszego dnia, po powrocie spałam do 13. 

Podsumowując, cały pobyt uważam za udany. Nie sposób wszystkiego opisać, zresztą myślę, ze to nie wskazane.
Mam nadzieję, ze dotrwaliście do końca tej notki. . .
P.S. Literki są różnej wielkości, bo blog mi świruje i nie mogę sobie z nim poradzić.*


* Dopisek dotyczył starego bloga