niedziela, 28 stycznia 2007

Przedsiębiorczość po angielsku ;D (c.Ela)

Ostatnio dużo czasu poświęciłam rysowaniu.
Teraz przytoczę dialog jaki został przeprowadzony poniekąd na ten temat. :) 
Uczestnicy dialogu:
Weronika (W), Anka - moja siostra, a Werki mama (A) i ja (J)
 
W
: Ciocia, a ty te rysunki możesz sprzedać, wtedy miałybyśmy pieniądze. :D
A: Jakie „miałybyśmy”, przecież to cioci rysunki więc to byłyby cioci pieniądze. ;)
W: No ale ciocia by się podzieliła. :D :D  

Po krótkim namyśle dodała:
W: No ale gdybym to ja sprzedała to wtedy byłyby moje. :)
J: Nie ma sprawy zrobię Ci rysunki, a Ty pójdziesz sprzedać i wtedy wszystkie pieniądze będą Twoje. :D
Weronika zwątpiła i po jakimś czasie dodała:
W: No ale ja przecież jestem jeszcze za mała. :) 

W pierwszej klasie Weronika zaczęła uczyć się języka angielskiego. Oczywiście bardzo się cieszy kiedy nauczy się czegoś nowego. Parę dni temu mówi do mnie:
W: Ciocia zaśpiewać ci piosenkę po angielsku??
J: Nooo zaśpiewaj.
W: Ale którą, dłuższą czy krótszą??
J: Może być ta dłuższa.
W: Dobra! :D
Śpiewa… 

W: A teraz tą krótszą dobra?? :D
J: Dobra

Śpiewa…

Kiedy skończyła stwierdziła:
W: Ta jest długa, a tamta jest jeszcze krótsza. :D [?]

Innym razem rzucając z Kinga balonem krzyczy do niej:
W: Kinga, podaj mi RED balonik!! :D
No proszę jak dzieci szybko uczą się języków obcych. :D :D :D 

(c. Ela)

wtorek, 16 stycznia 2007

nowy adres =]

No heYo =***
Wiem, że ciocia wczoraj pisała i w ogóle..ale ja
mam dosyć ważny komunikat...
Nie wiem, czy wiecie w każdym razie ja oddzielnie
też prowadzę swojego bloga...Może to dla Was
nie istotne, ale zmieniłam adres...teraz jest taki:
www.mooj-sweet-diary.blog.onet.pl
Nom, to na tyle u mnie nic ciekawego się nie dzieje..
Papa =**  

(SzŁoDzIkI)

poniedziałek, 15 stycznia 2007

COŚ ;D (c.Ela)

Coś sobie przypomniałam, dlatego piszę…
W Sylwestra już po północy, kiedy Weronika trzymała w rączce sztucznego ognia, mój szwagier  stwierdził tak:
- a ja sobie 4 zapalę!! ( sztuczne ognie oczywiście) :D
Gdy się wypaliły spojrzał na nie i zdziwił się:
- ooo, mam 3, a gdzie jest czwarty??
Okazało się, że ten czwarty leży sobie na podłodze, na  której to leży wykładzina z… wypaloną dziurą.
No cóż mamy pamiątkę po sylwestrowej zabawie. :D :D :D

Teraz zdarzenie z zeszłej niedzieli…Nie jest łatwo to opisać ale się postaram…
Przed 9 rano obudził mnie śmiech mojej siostry. Jak wstałam, to zaczęła opowiadać, że ubaw ma już od 7, kiedy to jakaś kobieta, idąc sobie, spostrzegła coś na chodniku i zaczęła to COŚ zbierać, przy czym gromadzenie tego CZEGOŚ zajęło jej jakieś 15 minut.  Później, następny przechodzień też zaczął owo tajemnicze COŚ podnosić, potem następny i następny. Miałam okazję zobaczyć to ciekawe zjawisko, bo o 9 dalej zjawiali się zbieracze. Zaczęliśmy zastanawiać co też to może być [?] i czy przypadkiem to COŚ się nie mnoży, no bo w końcu ile można zbierać… [?]
Mieszkamy na 3 piętrze i w związku z tym nie było widać co to jest, ale też nie chciało się nikomu z 3 piętra schodzić. Dopiero jak Kinga wstała i zaczęliśmy jej opowiadać, że mamy fajne przedstawienie za oknem to zdecydowała się zejść. Okazało się, że są tam rozsypane monety wszelkiego rodzaju, pochodzenia  i czasu wydania. Jak się można spodziewać ich jakość nie była najlepsza…Nie mam pojęcia skąd się tam tyle tego wzięło…[?]
Uff, jakoś sobie poradziłam.
Nie mam talentu pisarskiego więc nie wiem czy będzie to dla was zabawne, ale wierzcie, że oglądając coś takiego można się nieźle ubawić.

Jeszcze o czymś miałam napisać, ale to już następnym razem, bo znów nie pamiętam co to miało być. :D :D :D
  

(SzŁoDzIkI)

czwartek, 4 stycznia 2007

palec (c.Ela)

Przepraszam za dłuuugi brak notki (mojego autorstwa ;)) na blogu.

Opiszę Wam jak moja mama lubi robić sobie…krzywdę. Przygotowując potrawy świąteczne zacięła się w palec…trudno zdarza się, ale to co zrobiła potem…
W naszym domku są niestety osoby palące i w związku z tym zawsze jest zapalona świeczka (podobno pochłania dym papierosowy). Moja kochana mamusia z zaklejonym paluszkiem, zaczęła formować wosk, gdyż zaczął skapywać ze świeczki i wtedy... zapalił się plaster na mamusinym palcu. Nie widziałam tegoż momentu, usłyszałam tylko jak moja droga rodzicielka wybuchnęła śmiechem :D  Zaczęliśmy z tatą pytać : | [?] z czego się śmieje, na co odpowiedziała, że z własnej głupoty :D W momencie kiedy pokazała mi okopcony, czarny, postrzępiony plaster na palcu nie mogłam się powstrzymać i też  zaczęłam się śmiać. Potem było mi  z tego powodu głupio : (, bo okazało się, że dość mocno sobie ten palec przypiekła, no ale w końcu nie ja zaczęłam z tym śmiechem.

Weronika ostatnio jakoś nie mówi nic śmiesznego to i nie mam specjalnie o czym pisać.

Tak naprawdę to działo się to i tamto, ale nie ma sensu opisywanie tego teraz, po takim czasie, zresztą jeśli przypomnę sobie coś wartego opisania, to umieszczę to na blogu, a na przyszłość postaram się być bardziej systematyczna. 

(SzŁoDzIkI)