czwartek, 24 czerwca 2010

bez komentarza

Jestem zła...
Poszłam dziś na umówioną wizytę do reumatolog. 

Lekarka: Jak się pani czuje?
Ja: Lepiej, szczególnie w przeciągu ostatniego tygodnia zauważyłam poprawę. Do końca jeszcze nie jest dobrze, ale na pewno lepiej.
D: Acha, czyli zauważa pani sukcesywną poprawę?
J: Tak
Doktorka spojrzała w wyniki...
L: A jednak nie, wyniki nie są dobre. Położę panią na oddział na 3 dni. Piątek, sobota, niedziela.

W mojej głowie, przelatują myśli. Przecież, w sobotę ślub Konrada i Anety. Pytam:
J: Czy to konieczne?
L: Z mojego, medycznego punktu widzenia tak. Decyzja należy do pani.
J: A czy można w jakimś innym terminie?
L: Nie!

Cholera!
To by było na tyle…

piątek, 18 czerwca 2010

notka bogata w treść ;P

No i zgodnie z zapowiedzią nowa notka, w treść bogata się pojawia :)

Chyba się już odnalazłam… no może nie w pełni, ale prawie.

Mam za sobą kolejny pobyt w szpitalu.  Choroba znów o sobie przypomniała i nie daje zapomnieć niestety. Pobyt trudny, bo spotkani ludzie i usłyszane tam historie uświadomiły mi, że to dotyczy mnie bardziej niż mi się wydawało i niż bym sobie tego życzyła.  No, ale jakoś żyć trzeba, tym bardziej ze życie składa się z wielu aspektów…

Pomimo zmiennego stanu zdrowia postanowiłam udać się do Warszawy na Walne Zebranie Członków Stowarzyszenia. Tak dawno już nigdzie nie podróżowałam, że czułam nieprzemożoną chęć wyjazdu ;)  I nie żałuję swojej decyzji. Przed wyjazdem skontaktowałam się z polanickim panem T., który wyraził chęć na spotkanie. Tym razem nie miał mnie, kto odebrać z dworca i prawdę mówiąc nie zabiegałam o to zbytnio… Przed wyjazdem przestudiowałam mapę stolicy i możliwe dojazdy komunikacją miejską. Miałam pewne wątpliwości czy uda mi się dotrzeć na miejsce bez problemu, bo z moją orientacją w terenie (o czym już tu chyba wspominałam), nie jest najlepiej ;) Jednakże okazało się, że nawet ja mogę dotrzeć bez specjalnych problemów ;P

Zatrzymałam się u Agnieszki, której bardzo dziękuję za gościnę, tym bardziej, że decyzję o wyjeździe podjęłam w ostatniej chwili. Podziękowania również dla mamy Agnieszki, która zawiozła nas na zebranie i przywiozła z niego. Po zebraniu jak zwykle miała miejsce część mniej oficjalna, przy żarełku, napojach i śmiechach. Na specjalne wyróżnienie zasługuje tort Moniki Z., który był pyszniasty :P 

Dnia następnego, moje samopoczucie nie było już tak dobre, bowiem moje kochane stawy przypomniały o sobie. Chwała temu co wynalazł środki przeciwbólowe!!!  W godzinach popołudniowych przyjechał po mnie komunikacja miejską pan T. Poruszanie się po Warszawie zajmuje sporo czasu, więc w swej łaskawości pan T. ugościł mnie u siebie aż do wieczora, za co dla niego również składam podziękowania. Przy okazji połączyliśmy się przez Skype z naszą wspólną znajomą. Było miło :)

Uświadomiłam sobie, że nie wspomniałam tu na blogu, że zapisałam się do szkoły. Całe to zapisywanie się, jak to u mnie, odbyło się z komplikacjami. Wybrany przeze mnie pierwotnie kierunek to organizacja reklamy, ale przez te komplikacje stanęło na tym, że uczę się na terapeutkę zajęciową… podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Semestr zaczęłam z opóźnieniem, z masą zaległości, ale podołałam. Zajęcia fajne. Nauczyłam się w szkole robić na drutach, na szydełku, pleść makramy (no może to zbyt dużo powiedziane, nauczyłam się podstawowego węzła ;P), ponadto zainteresowałam się psychologią i socjologią… Jednakże cieszę się, że przede mną ostatnie zajęcia :P i wakacje! Od angielskiego mam wakacje już od ponad tygodnia. Test końcowy zaliczony na 92 % Nie jest źle, chociaż mogłoby być lepiej ;)

Z racji, iż notki długo nie było, to nie piszę więcej, tylko zamieszczam to co jest, żeby nie przedłużać. Więcej następnym razem, ufam, że szybko :P