No i zgodnie z zapowiedzią nowa notka, w treść bogata się pojawia :)
Chyba się już odnalazłam… no może nie w pełni, ale prawie.
Mam za sobą kolejny pobyt w szpitalu. Choroba
znów o sobie przypomniała i nie daje zapomnieć niestety. Pobyt trudny,
bo spotkani ludzie i usłyszane tam historie uświadomiły mi, że to dotyczy
mnie bardziej niż mi się wydawało i niż bym sobie tego życzyła. No, ale jakoś żyć trzeba, tym bardziej ze życie składa się z wielu aspektów…
Pomimo
zmiennego stanu zdrowia postanowiłam udać się do Warszawy na Walne
Zebranie Członków Stowarzyszenia. Tak dawno już nigdzie nie podróżowałam,
że czułam nieprzemożoną chęć wyjazdu ;) I nie
żałuję swojej decyzji. Przed wyjazdem skontaktowałam się z polanickim
panem T., który wyraził chęć na spotkanie. Tym razem nie miał mnie, kto
odebrać z dworca i prawdę mówiąc nie zabiegałam o to zbytnio… Przed
wyjazdem przestudiowałam mapę stolicy i możliwe dojazdy
komunikacją miejską. Miałam pewne wątpliwości czy uda mi się dotrzeć na
miejsce bez problemu, bo z moją orientacją w terenie (o czym już tu chyba
wspominałam), nie jest najlepiej ;) Jednakże okazało się, że nawet ja
mogę dotrzeć bez specjalnych problemów ;P
Zatrzymałam się u Agnieszki,
której bardzo dziękuję za gościnę, tym bardziej, że decyzję o wyjeździe
podjęłam w ostatniej chwili. Podziękowania również dla mamy Agnieszki,
która zawiozła nas na zebranie i przywiozła z niego. Po zebraniu jak
zwykle miała miejsce część mniej oficjalna, przy żarełku, napojach i
śmiechach. Na specjalne wyróżnienie zasługuje tort Moniki Z., który był
pyszniasty :P
Dnia następnego, moje samopoczucie nie było już tak
dobre, bowiem moje kochane stawy przypomniały o sobie. Chwała temu co
wynalazł środki przeciwbólowe!!! W
godzinach popołudniowych przyjechał po mnie komunikacja miejską pan T.
Poruszanie się po Warszawie zajmuje sporo czasu, więc w swej łaskawości
pan T. ugościł mnie u siebie aż do wieczora, za co dla niego również
składam podziękowania. Przy okazji połączyliśmy się przez Skype z naszą
wspólną znajomą. Było miło :)
Uświadomiłam
sobie, że nie wspomniałam tu na blogu, że zapisałam się do szkoły. Całe
to zapisywanie się, jak to u mnie, odbyło się z komplikacjami. Wybrany
przeze mnie pierwotnie kierunek to organizacja reklamy, ale przez te
komplikacje stanęło na tym, że uczę się na terapeutkę zajęciową…
podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Semestr zaczęłam z opóźnieniem,
z masą zaległości, ale podołałam. Zajęcia fajne. Nauczyłam się w szkole
robić na drutach, na szydełku, pleść makramy (no może to zbyt dużo
powiedziane, nauczyłam się podstawowego węzła ;P), ponadto
zainteresowałam się psychologią i socjologią… Jednakże cieszę się, że
przede mną ostatnie zajęcia :P i wakacje! Od angielskiego mam wakacje już
od ponad tygodnia. Test końcowy zaliczony na 92 % Nie jest źle, chociaż
mogłoby być lepiej ;)
Z
racji, iż notki długo nie było, to nie piszę więcej, tylko zamieszczam
to co jest, żeby nie przedłużać. Więcej następnym razem, ufam, że szybko
:P
Udanego wakacyjnego odpoczynku życzę
OdpowiedzUsuń2010-06-19 20:07
dziękuję :) Wzajemnie :)
Usuń2010-06-21 20:25