poniedziałek, 31 grudnia 2007

życzenia

Drodzy Czytelnicy moje bloga, przepraszam za dłuugi brak notki, w przyszłym roku postaram się poprawić ;)

Wszystkim Czytelnikom życzę:
Aby w Nowym 2008 Roku spełniały się Wasze marzenia i plany,
Aby zdrówko i humor dopisywał każdego dnia,
Aby zawsze świeciło Wam słońce, a uśmiech nie znikał z Waszych twarzy,
krótko mówiąc wszystkiego naj, naj, najlepszego!!
Udanej zabawy sylwestrowej!!! <toast>
Pozdrawiam Was ciepło
c.Ela

 

środa, 5 grudnia 2007

zebranie, zawody, dialog i marzenia :)

Pobyt w Warszawie był krótki, ale intensywny jak dla mnie.

W drogę wyruszyłam w sobotę o 23:15, a na miejscu byłam o 8:30 rano (PUNKTUALNIE!) :D Na dworzec przyjechała po mnie Agnieszka i zawiozła do swojego mieszkanka, gdzie czekała na nas wspólna koleżanka Monika. Przed 12 pojechałyśmy na Zebranie Założycielskie naszego Stowarzyszenia.

Na takim zebraniu musi być co najmniej 15 osób i zaczęliśmy się obawiać, że z naszych planów nic nie wyjdzie, ale na szczęście zjawiła się odpowiednia liczba osób. Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami :D

Papiery do Sądu są już zaniesione i teraz pozostaje nam tylko czekać. 

Po zebraniu nastąpiła część towarzyska. Ploteczki przy słodkościach i herbatce.
Powrót do mieszkanka ok. 16. Wieczorkiem Agnieszka wypełniała jeszcze papierki, ja przepisywałam protokół z zebrania na komputerze i spać poszłyśmy o północy. Jednak wcześniej okazało się, że Aga musi jechać rano do Instytutu Reumatologii. Powiedziałam, że chętnie z nią pojadę, bo w tym czasie przebywała tam moja (w zasadzie to nasza) koleżanka, którą poznałam daaawno temu i nie widziałam jej już ładnych parę lat. Tak więc chcąc spotkać się z Asią musiałam wstać o 6:00 :/ Jednak warto było :D
Potem powrót do domku Agnieszki, wizyta u rodziny i powrót do Szczecina. Zajechałam o 6:25. W domku zrelacjonowałam co się działo i poszłam spać :O Pogrążona we śnie byłam do 15, a i tak się nie wyspałam, no cóż dwie noce spędzone w autobusie robią swoje.
***
A teraz doniesienia o Kindze, mojej siostrzenicy, dawnej współautorce bloga ;)
Kinga uczęszcza na zajęcia do szkoły tanecznej SHOCK DANCE. W minioną sobotę była w Białogardzie na zawodach i razem ze swoją grupą zdobyła I miejsce :D <brawo>
 
 ***
Jakieś dwa dni temu Weronika robiła mi docinki, wiec ja na to:

J: Byłaś dziś dla mnie niegrzeczna. Nie będę się jutro z tobą bawić.
W: Dobra, dobra :D (hmmm no cóż, wie, że zawsze jej ulegam).
J: No tak zobaczysz. Przecież wiesz, że ćwiczę konsekwencję.
W: He, he wiem, ale dopiero zaczynasz.

Na taki tekst wybuchnęłam śmiechem, ale też postanowiłam udowodnić (i jej i sobie), że jednak potrafię być konsekwentna.
I udało się! Chociaż Weronika próbowała na różne sposoby namówić mnie do zabawy, używała swoich sztuczek i uroku to jednak nie uległam. :D :D
***
Jutro mikołajki, chętnie poprosiłabym Mikołaja, żeby przyniósł mi jakąś pastylkę, która pomogłaby mi, być bardziej zorganizowaną, systematyczną i poukładaną. Ech pomarzyć można :D

piątek, 23 listopada 2007

gdzie mój talent???

Wiecie co się stało? Weronika zabrała mi… hmmm…w skrócie nazwijmy to talentem ;)

Chciałam koleżance sprezentować obrazek. Najpierw długo zastanawiam się co narysować, myślałam o jakichś kwiatkach albo zwierzątkach i w końcu zdecydowałam się na sarenkę na leśnej polance. Próbowałam parę razy,ale ciągle wychodziła mi jakaś koślawa. Uznałam, że sarenka to głupi pomysł ;) i wymyśliłam królika. Królik też wychodził mi jakiś nieproporcjonalny i wtedy przypomniało mi się, że Weronika dwa dni wcześniej narysowała prześliczne papugi. Nie byłam świadkiem jak je tworzyła i po obejrzeniu ich byłam przekonana, że narysował je ktoś inny, a nie ośmioletnie dziecko. Wtedy uznałam, że zabrała mi mój talent ;) Mówię do niej:
- Weronika zabrałaś mi moje umiejętności rysowania, mój talent.Oddaj mi go.
- Nie oddam – powiedziała Weronika śmiejąc się.
- Oddaj,  jest mi potrzebny.
- Niee.
- No oddaj, muszę narysować obrazek dla koleżanki.
- Nie.
-Werka oddaj mi proszę ;)
- No dobra, schowam Ci tu do pudelka, tylko uważaj, żeby Ci nie uciekł.
Usiadłam do rysowania i szło mi już trochę lepiej, ale jeszcze nie zupełnie.
Mówię do Werki:
- Eee chyba nie oddałaś mi całego.
- Oddałam, tylko on zacznie działać dopiero po godzinie.
Chyba miała rację, bo po jakimś czasie udało mi się dokończyć rysunek. Z tym, że nie sarenkę, nie królika, tylko kotka z pieskiem.

Przy okazji pakowania owego rysunku w ramkę, przecięłam sobie paluszek szybką od obrazka ;) Nie poczułam tego i o mało co, cała praca poszłaby na marne, bo zaplamiłabym rysunek krwią, na szczęście zauważyłam w porę  i zakleiłam skaleczenie (uff). Mam nadzieję, że koleżanka doceni trud i poświęcenie jakie włożyłam w rysunek dla nie ;) :D 

Jutro wyjeżdżam, ale na krótko.

środa, 7 listopada 2007

prima aprilis i inne rzeczy

Doszłam do wniosku, ze czas napisać nową notkę...
***
Trochę ponad dwa tygodnie temu, w niedzielę, w telewizji, na TVN nadawano program "Złote tarasy". Nie oglądałam zbyt uważnie, ale zerkałam czasem na ekran. W pewnym momencie prowadząca program Martyna Wojciechowska,powiedziała:
- Przerywamy program. Łączymy się z TVN24. Dzieje się coś niepokojącego.
W tej chwili popatrzyłyśmy na siebie z mamą i zaczęłam odczuwać lekki niepokój.
Na ekranie pojawił się Grzegorz Miecugow z poważną miną (no dobra to akurat nic nadzwyczajnego, on przeważnie taką ma) i mówi:
- Dochodzą do nas głosy, że w całej Polsce dzieją się niepokojące rzeczy. Łączymy się z Poznaniem.
W Poznaniu reporter, wyglądający jakby miała za chwilę zemdleć, mówi:
- Mieszkańcy skarżą się, że z powietrzem jest coś nie tak, że mają trudności z oddychaniem.
W tym momencie wystraszyłam się nie na żarty.
Ekran zaczął migać, łączność została przerwana, a na ekranie znów pojawił się G. Miecugow, który powiedział:
- Tym razem łączymy się z Krakowem.
Tutaj kolejny reporter tym razem stwierdzający, że:
- W Krakowie bardzo szybko obniża się temperatura, w ciągu pół godziny stała się  niższa o 10 stopni. 
Tutaj nastąpiła powtórka, przerwana transmisja, w studio Miecugow i łączenie się tym razem z Gdańskiem, w którym to reporter chciał porozmawiać z jakimś mieszkańcem, ale kamera się zachwiała i łączność po raz kolejny została przerwana.
Na tym etapie byłam przerażona, tak samo zresztą jak reszta domowników. Zaczęłam drżeć na calom ciele, a Kindze zaczęły z oczu płynąć łzy.
Pan Miecugow zaczął coś mówić, na ekranie pojawiły się jakieś kwadraciki, a po chwili studio "Złotych tarasów" i Martyna Wojciechowska mówiąca, że to była mistyfikacja.
W tym momencie zaczęłam się strasznie śmiać, po części z ulgi, a po części dlatego, że dałam się tak wkręcić.
Okazało się, że cała ta mistyfikacja była zrobiona dlatego, że w programie miała być mowa o słuchowisku radiowym Orsona Wellesa "Wojna Światów" było ono nadane 30 października w Stanach, a dotyczyło ataku Marsjan na ziemię. Radiosłuchacze treść słuchowiska uznali za fakt i wybuchła masowa panika.
Kiedy usłyszałam o tym dawno temu, wydawało mi się to dziwne i mało prawdopodobne, ale teraz po tym "przedstawieniu" jakie urządziła stacja TVN,  wierzę już w tą masową panikę. Sama przecież też się nabrałam. Prima aprilis w październiku phi.
***
Weronikę dopadł jakiś wirus, potem zaraziła się Kinga i ja. Plusem mojej choroby było to, że nadrobiłam trochę zaległości w spaniu i czytaniu. Jeszcze całkiem zdrowa nie jestem, ale czuję się trochę lepiej.
***
Weronika w szkole brała udział w konkursie plastycznym "świetlica moich marzeń' i zajęła II miejsce. W nagrodę dostała kredki pastelowe. Była taka dumna, że z miejsca zaczęła tworzyć nowe rysunki.
Utworzyłam galerię z obrazkami Weronki, zapraszam do oglądania :)

piątek, 12 października 2007

o warsztatach i Swiatowym Dniu Reumatyzmu

Byłam w Miedzeszynie k/Warszawy na warsztatach.
Podróż w tamtą stronę odbyła się z pewnymi przygodami.Autobus, którym jechałam popsuł się i na miejscu byłam z czterogodzinnym opóźnieniem :/
Okazało się, że awaria jest dość poważna i musimy czekać namechanika, który naprawi uszkodzenie. W pewnym momencie zaczęłam sięprzysłuchiwać dialogowi kierowców. Brzmiał mniej-więcej tak:
Kierowca 1- Ciekawe czy (chyba żona*) zrobiła mi kanapki.
Kierowca 2- Pewnie nie, jak pech to na całej linii.
Kierowca 1 sięgnął do torby i mówi – A jednak są i to sporo.
Kierowca 2- To jednak cię kocha…. Zrobiła więcej bowiedziała, że jedziesz ze mną;) –dodał po chwili.
Kierowca 1 – Aaa, to znaczy, że ciebie kocha ;)

Tak duże opóźnienie pokomplikowało nieco moje plany. Zbiórka osób zmierzających na warsztaty miała być o 18, okazało się, że nie ma sensu jechać do mojej koleżanki, która mieszka dość daleko od centrum i w związku z tym, trochę niespodziewanie odwiedziłyśmy moją rodzinkę :D Dobrze, że istnieją telefony, to mogłyśmy choć trochę wcześniej uprzedzić o wizycie.

Na warsztatach pokazywano nam ćwiczenia rehabilitacyjne stosowane w chorobach reumatycznych. Okazało się to bardzo pożyteczne, gdyż spora cześć grupy, mimo długiego stażu chorobowego, popełniała błędy rehabilitacyjne,szkodząc sobie.

Później były techniki relaksacyjne. Prowadząca powiedziała, że podczas odprężenia, może zacząć nam burczeć w brzuchach :D lub poczujemy potrzebę odkaszlnięcia, bo są to naturalne reakcje organizmu. Byłam trochę przeziębiona i niedługo po tym, jak to powiedziała dostałam okropnego ataku kaszlu :/ Z mojej relaksacji nic nie wyszło, bo musiałam opuścić salę. 

WNIOSEK: Nie polecam technik relaksacyjnych podczas przeziębienia.

Na zakończenie omawialiśmy jakie postulaty zgłosimy na konferencji w Światowy Dzień Reumatyzmu.

Warsztaty były okazją do spotkania się ze znajomymi. Podczas warsztatów humor miałam fantastyczny i byłam pełna energii.
Przed wyjazdem znów odwiedziłam rodzinkę, a w niedzielę wieczorem powrót do Szczecina. Droga powrotna odbyła się bez rewelacji, tyle tylko, że przespałabym swój przystanek i zajechałabym do Świnoujścia. Jednak w porę się zorientowała gdzie jestem i wysiadłam tu gdzie trzeba.

*dopisek autorki bloga.

A teraz coś dla uświadomienia Czytelników.
12 października jest Światowym Dniem Reumatyzmu.  Piszę o tym bo jest do dla mnie ważne, tak samo zresztą jak dla innych chorych. Postanowiłam napisać co nieco o tej chorobie aby zwalczyć stereotyp, że choroby reumatyczne dotyczą tylko ludzi starszych i polegają na „strzykaniu w stawach”.

Nie jest prawdą, ze choroby reumatyczne dotyczą tylko ludzi starszych. Choroby te pojawiają się najczęściej u ludzi w wieku 30 – 40 lat,pewne odmiany chorób reumatycznych np. MIZS, występuje u ludzi młodych, przed 20 r. ż., a nawet u dzieci (to mój przypadek).

Chorobom reumatycznym w większości przypadków towarzyszy stan zapalny obejmujący stawy rąk, nóg, stawów barkowych, biodrowych lub stawów kręgosłupa, ale to także szereg objawów ze strony narządów: wzroku, skóry i układów: krążenia, naczyniowego, oddechowego, nerwowego. Choroby reumatyczne doprowadzają do niepełnosprawności.

Przyczyną chorób reumatycznych są reakcje autoimmunologiczne organizmu, który atakuje własne tkanki.

Choroby reumatyczne dotykają w dużej mierze ludzi młodych, będących w pełni sił między 35 o 50 r. ż. W ciągu dwóch lat po rozpoznaniu choroby co trzeci pacjent nie jest zdolny do pracy, zaś stopień inwalidztwa wynosi w tejgrupie 70 %.**

** Teksty o reumatyzmie pochodzą ze strony: www.chorobyreumatyczne.pl

czwartek, 4 października 2007

uświadomiona ;)

Dziś znowu wyjeżdżam. Po raz czwarty w tym roku do Warszawy :D  Jestem prawie spakowana, jeszcze tylko parę rzeczy trzeba wrzucić do torby.
Pomyślałam sobie, że przed wyjazdem napiszę małe co nieco, chociaż tym razem wybywam na krótko.
***
Parę dni temu rysowałam sobie, grało radio. Usiadła koło mnie Weronika i patrzała jak rysuję.W pewnym momencie, dało się słyszeć taką piosenkę: „Czasem myślę co by było,gdyby bocian co mnie niósł…” *  Weronika usłyszawszy ten tekst stwierdziła: „Przecież bociany nie przynoszą dzieci. Jakieś głupoty on śpiewa” :D :D :D

Tylko tyle na dzisiaj...

P.S. Dodałam nowy rysunek. **

* Tekst piosenki nie jest przytoczony dokładnie, tylko tak jak udało mi się zapamiętać.
** Dopisek dotyczył starego bloga

środa, 19 września 2007

o warsztatach w Ciechocinku

Nie było mnie 14 dni, a czuję się jakby nie było mnie 2 miesiące. 

Od jakiegoś czasu byłam namawiana, najpierw przez koleżankę, potem przez kolegę na wzięcie udziału w programie dla niepełnosprawnych „Gotowi do pracy”. Długo nie mogłam się zdecydować, kiedy jednak inna z koleżanek przysłała mi formularz zgłoszeniowy do wypełnienia, postanowiłam spróbować. Dzień przed wyjazdem do Warszawy, wypełniłam formularz i zostawiłam go siostrze do wysłania. Po niecałych dwóch tygodniach zadzwoniono do mnie, że zakwalifikowałam się na warsztaty. Okazało się, ze jadę do ośrodka w Ciechocinku z czego bardzo się ucieszyłam (daawno temu, w 3 klasie szkoły podstawowej, byłam w sanatorium w Ciechocinku). Trochę się też obawiałam jak tam będzie, ale w sumie nie było już odwrotu.

Przyjechali po mnie o 7 rano i powieźli w nieznane. Po drodze zbieraliśmy kolejnych uczestników warsztatów. Kiedy zajechaliśmy na miejsce pomyśleliśmy, że to jakiś żart :/ Budynek w kiepskim stanie, zaniedbany i brudny, koordynatora projektu nie było na miejscu, bo jak się okazało pojechał po drugą grupę uczestników. Musieliśmy przez to czekać na kanapie przy wejściu. Zjawił się chyba po dwóch godzinach i zostały nam przydzielone pokoje. Wszędzie była masa pająków, co dla mnie - arachnofobiczki było koszmarem… 8O brr

Zaczęliśmy się buntować, chcieliśmy od razu wracać do domów. Dano nam jednak do zrozumienia, że mamy zostać. Wysyłając zgłoszenie wyraziliśmy zgodę na uczestnictwo i baliśmy się, że jeśli zrezygnujemy to będziemy musieli ponieść jakieś konsekwencje. Nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nami pokierować :/.
Teraz myślę, że dobrze się stało… :D :D

Była bardzo fajna grupa ludzi. Totalna mieszanina, ale myślę, że właśnie dlatego było tak ciekawie. Podczas całego pobytu zdarzały się jakieś sprzeczki i kłótnie, ale to wszystko było bez mojego udziału, ja się dogadywałam ze wszystkimi ;D

Na zajęciach uczyli nas asertywności, kreatywności, optymizmu :D Koleżanka stwierdziła, że czego, jak czego ale optymizmu nie trzeba mnie uczyć. Swoją drogą to dziwne, jak różni ludzie, różnie nas postrzegają, są tacy co mają mnie za skrajną pesymistkę.

Muszę przyznać, ze całe te warsztaty bardzo dużo mi dały, mam wrażenie, że więcej niż innym :)  Dowiedziałam się czegoś o sobie, dostrzegłam u siebie cechy, których wcześniej nie zauważałam.
Po zajęciach chodziliśmy na spacery. Podziwiałam piękne dywany kwiatowe…

Czasami robiliśmy sobie grilla…. Pewnego razu zrobiliśmy sobie grilla na tarasie, był już wieczór, chłodno. Wszyscy siedzą i tylko jedna Ela…tańczy :D. Zimno było, Ela zmarzlak, trzeba było się jakoś rozgrzać. Reszta towarzystwa rozruszała się jak weszliśmy do środka…dziwne, przecież tam było ciepło ;) Po owym grillu, w nocy pożywiła się moją krwią… złośliwa komarzyca. Rano nie mogłam otworzyć oka, gdyż okazało się, że „uciapała” mnie w powiekę.  Włożyłam sobie za okulary chusteczkę, przysłaniając opuchliznę. Po tańcach bolały mnie też nogi i rano szłam opierając się cała na poręczy. Jak zobaczył mnie Darek, koordynator projektu to skwitował:
- „No tak, spuścić was na chwilę z oczu, to chodzicie po ścianach z popodbijanymi oczami”
No cóż, zdarza się :D

Uczyłam się też gry w bilard. Przy moim schorzeniu to nie taka prosta sprawa, ale jak się gra z kimś, kto tak samo nie potrafi, to można nawet wygrać! :D Wiem bo mi się udało… za pierwszym razem…za drugim już nie :] A jakie gigantyczne pająki chodziły po sali bilardowej brr. Pstryknęłam im nawet parę fotek :]
Przyznam jeszcze, że mój organizm został nieco nadwerężony. Chodzenie spać o 1 lub 2 w nocy i wstawanie o 6:30 robi swoje.

Na końcu mieliśmy wykłady z prawnikiem, ledwo wysiedziałam. Nie żeby nudził, skądże, ale jednak prawo trzeba lubić, żeby słuchać z wielkim zainteresowaniem, a po tak wyczerpującym pobycie ciężko było nie zasnąć. Prawie mi się to udało, jednak, niestety miałam kilkusekundowe „odloty”  :O

W drogę powrotną wyruszyliśmy o 19,  ja byłam odwieziona jako przedostatnia i do domu dotarłam po 3 w nocy. Zanim opowiedziałam pierwsze wrażenia, zrobiła się 4 i dlatego pierwszego dnia, po powrocie spałam do 13. 

Podsumowując, cały pobyt uważam za udany. Nie sposób wszystkiego opisać, zresztą myślę, ze to nie wskazane.
Mam nadzieję, ze dotrwaliście do końca tej notki. . .
P.S. Literki są różnej wielkości, bo blog mi świruje i nie mogę sobie z nim poradzić.*


* Dopisek dotyczył starego bloga

środa, 22 sierpnia 2007

wyjazd

Wybywam na jakiś czas...
Nowa notka po powrocie :)
Pozdrawiam tych nielicznych Czytelników, którzy tu zaglądają.
Z poważaniem c. Ela

piątek, 17 sierpnia 2007

opowiastki z Warszawy

W poniedziałek wróciłam z parodniowego pobytu w Warszawie. Pojechałam z mamą i Kingą i odwiedziłyśmy rodzinkę :D Doszłam do wniosku, że jednak jestem bardzo rodzinną osobą, bo bardzo podobały mi się odwiedziny u wszystkich wujków, cioć i kuzynów ;) A może to dlatego, że mam fajną familię... :D

Udało mi się spotkać też z koleżankami…

Najpierw umówiłam się z Agnieszką. W sumie wszystko szło zgodnie z planem, no może z malutkim wyjątkiem… Obie stałyśmy w korku… ale równocześnie wysłałyśmy sobie sms-y, że się spóźnimy i na dodatek równocześnie podjechałyśmy na miejsce ;) więc można powiedzieć, że wszystko było ok.

Następnie miałam spotkać się z Kasią. Tu już było z pewnymi atrakcjami.  Umówiłam się z nią o 16 pod Pałacem Kultury i Nauki. Była ładna słoneczna pogoda. Mama z Kingą miały pojechać na taras widokowy, a ja powędrować gdzieś z Kasią. Niestety plany uległy zmianie.
Kaśka przysłała mi sms-a, że uciekł jej autobus i się spóźni.   Potem kolejnego, że uciekł jej drugi autobus i spóźni się jeszcze bardziej :] Doszłam do wniosku, że nie będę sterczeć pod Pałacem jak kołek i pojadę na taras razem z rodzicielką i siostrzenicą. Po obejrzeniu panoramy miasta, zjechałyśmy na dół, a Kasi dalej nie było. Poszłyśmy więc do marketu, który był w pobliżu. W końcu dostałam od Kaśki następnego sms-a, że jest już pod pałacem, tylko w innym miejscu niż się umówiłyśmy,  ale na razie nie może się nigdzie ruszyć bo strasznie leje. Podeszłyśmy do wyjścia marketu i zobaczyłyśmy ścianę deszczu. Napisałam, że ja z tego samego powodu nie mogę podejść do niej ;) Niestety ów sms do niej nie dotarł. Odczekałam chwilę i postanowiłam zadzwonić. Nic z tego nie wyszło. Odczekałam kolejną chwilę, zadzwoniłam jeszcze raz i … udało się! Postanowiłyśmy, że poczekamy, aż deszcz trochę zmaleje i wtedy dojdziemy do siebie.
Chwilę po skończeniu rozmowy, zobaczyłam, że pada mniej i poszłyśmy pod pałac, a tam…. nie ma Kasi. W tym momencie zadzwonił telefon:
- Hej Ela, postanowiłam dojść do ciebie i jestem w markecie.
- He, he my postanowiłyśmy to samo i jesteśmy pod pałacem. Nie ruszaj się stamtąd! Już idziemy do ciebie. :D
No i w końcu się znalazłyśmy. Wręczyłam Kasi narysowane przez siebie gibony i postanowiłyśmy wyruszyć do jakieś knajpki. Poszłyśmy w deszczu do najbliższej i okazało się, że… jest zamknięta :/ W końcu udało się dotrzeć do następnej, na gorącą czekoladę i dalej poszło już bez specjalnych rewelacji.
 

W drodze powrotnej kupiliśmy kwiatki i czekoladki d

Tyle na dzisiaj...

poniedziałek, 6 sierpnia 2007

notka zbiorcza ;)

To będzie dość chaotyczna notka (jak ja!!!), taka zbieranina z tego co się wydarzyło w ostatnim czasie.
Na początek przytoczę dialog mój z Weroniką...

Werka  wzięła mój telefon komórkowy i mówi:
W: Pokaż jakie masz melodie w telefonie.
J: Nie będziemy teraz włączać, bo babcia z dziadkiem oglądają film.
W: No daj.
J: Nie, bo oglądają film i będziemy przeszkadzać!
W: No pokaż.
J: Nie bo oglądają film!!
W: Chcesz żebym rzuciła zły czar na twój telefon ? – zagroziła. ;)
J: Werka przestań, przecież to nie tak, że nie chcę włączyć, tylko dlatego, że oglądają film!!!
W: Cicho nie krzycz, bo im zagłuszysz film.
Nic dodać, nic ująć… ;)
***
Nie wiem czy wspominałam, że lubię rozwiązywać łamigłówki. Ostatnio robiłam taką jedną. Mamrotałam przy tym pod nosem, a siostra stwierdziła, że widzi jak mi trybiki w głowie pracują. Męczyłam się z nią (łamigłówką, nie siostrą)  około 2 tygodni i sama już nie wiem czy była taka trudna, czy to ja miałam jakieś zaćmienie ;) W każdym razie moje dwutygodniowe męczenie się przyniosło efekt, w postaci rozwiązanej łamigłówki.  :D :D
***
 Przedwczoraj skończyłam jeden z rysunków :) Rysowałam gibony, mamusię (lub tatusia, w sumie to nie jestem pewna :]) z dzieckiem. Umazałam się przy pracy okropnie. Mam nadzieję, że osobie dla której rysowałam, moje „dzieło” się spodoba ;)
 ***
Kinga z Weroniką i rodzicami pojechały na parę dni nad morze i przywiozły stamtąd fajną historyjkę:
Wiadomo miejscowość turystyczna, różne atrakcje dla przyjeżdżających m.in. przejazd bryczką. Podobno sporo tam tego było i Weronika nasłuchiwała czy jakiś konik nie nadjeżdża. W pewnym momencie idą sobie z Kingą i znów słyszą stukot, Werka krzyknęła:
„O znowu konik!” odwraca się, a tam … pani na szpilkach ;) :D
***
Więcej nie chce mi się pisać... ;)

piątek, 20 lipca 2007

Ehh...

Niniejsza notka miała być tylko krótkim dopiskiem do poprzedniej (wczorajszej), ale opublikowało mi jako nową :/ ....No nic trudno.

Dopisek brzmi tak: Niedawno przeczytałam, że kogoś blog obchodzi roczek, pomyślałam wtedy, że muszę sprawdzić kiedy mój (dawniej NASZ) blog został założony, ale coś odwróciło moją uwagę i nie sprawdziłam. Dziś mi się o tym przypomniało, zajrzałam i okazało się, że..... dziś minął równo roczek. Ależ mialam wyczucie, nie? Postawię sobie z tej okazji  tort , tylko ma trochę za dużo świeczek;)
 
Pozdrawiam Czytelników i Czytelniczki.
Z poważaniem
c.Ela ;)

czwartek, 19 lipca 2007

warsztaty

Chyba czas najwyższy napisać nową notkę, przyznaję jednak, że jakoś ciężko mi się do tego przybrać…ale dobra piszę…

Wyjazd o którym wspomniałam w poprzedniej notce mam już za sobą!

Był to wyjazd do Miedzeszyna koło Warszawy, na warsztaty organizowane przez firmę farmaceutyczną. Miałam tam okazję pojechać dzięki stowarzyszeniu „3majmy się razem”.

W tych warsztatach miałam uczestniczyć razem z Anetą, o której już wspominałam w notce, dotyczącej kwietniowej wystawy. Niestety Aneta musiała zrezygnować z wyjazdu i straciłam przez to całą ochotę na udział w nich :( Jednak nie mogłam się już wycofać…i całe szczęście :D 

W podróż wyruszyłam o 23:15 i musiałam spędzić całą noc w autobusie, co nie było zbyt komfortowe :/, ale zostało mi to wynagrodzone później! Wyszła po mnie znajoma znajomej, z którą wcześniej przeprowadziłam zaledwie dwie rozmowy przez GG, a która później okazała się fantastyczną osóbką (Kasiu o Tobie mowa :D). Dzięki niej w przerwach miedzy wykładami, miałam przeprowadzoną terapię śmiechem :D.

W ogóle spędziłam cudowny weekend. Zakwaterowani byliśmy w hotelu, w którym pokoje były dostosowane dla osób niepełnosprawnych :) i oczywiście baaardzo wygodne. Poznałam fajnych ludzi…. Wykłady były ciekawe i mam nadzieję, że nabyte wiadomości uda się spożytkować w życiu. 

Ehh wielka szkoda, że to trwało tak krótko… Piszę dość chaotycznie, ale trudno wszystko ubrać w słowa…

W niedzielę wyjechaliśmy z hotelu i czas do odjazdu autobusu spędziłam w knajpce na spotkaniu integracyjnym ze znajomymi Kasi :). Też było fajnie… :D :D
Na zakończenie wielkie dzięki dla zainteresowanych za odprowadzenie mnie do autobusu :D !!
 
Jeszcze taki mały dopisek, do tematu z poprzedniej notki. Jak wiecie byłam w Ściegnach koło Karpacza…Przywiozłam stamtąd kartki. Na jednej widniał Karpacz, na drugiej Karkonosze. Werka połączyła jedno z drugim i stwierdziła: to „Karpaczonosze”!!!  :D :D :D ...Hehe fajny neologizm nieprawdaż??

wtorek, 3 lipca 2007

wyjazd, powrót, relacja...

W komentarzu zostało mi zarzucone (słusznie zresztą :D), że jestem leniem, więc postanowiłam wziąć się do roboty i napisać nową notkę.

20 czerwca dostałam maila od koleżanki, z pytaniem czy nie miałabym ochoty do niej przyjechać na parę dni. Ochotę oczywiście miałam, więc zadzwoniłam z pytaniem, kiedy mój przyjazd miałby nastąpić. Stwierdziła, że mogę od razu. Od razu było dla mnie za szybko i pojechałam 25 czerwca. Spędziłam bardzo miły tydzień w Ściegnach koło Karpacza. Jak oglądałam cudne widoki, to chwilami czułam się jak w bajce :D. Z Iwoną czas spędzałyśmy głównie plotkując na rozmaite tematy.

A teraz zmiana tematu...
Po moim powrocie od Iwony, zdano mi krótką relację z wystawy, między innymi moich prac, która to miała miejsce w areszcie śledczym w Warszawie. Rysunki i zdjęcia podobno się podobały. Żałuję, że nie mogłam uczestniczyć w tej wystawie, tym bardziej, że była w takim nietypowym miejscu :]. Myślę, ze to by było fajne doświadczenie, przebywać wśród więźniów w areszcie śledczym ;).

Teraz trwają przygotowania do kolejnego wyjazdu, ale o tym następnym razem…

piątek, 8 czerwca 2007

Wyjazd Aaa!!!

Małe sprostowanie!
Poniższą notkę pisała Kinga. Jesteśmy zalogowane pod jednym adresem i zamiast na jej blogu, notka opublikowała się na moim...tak wyszło. Postanowiłam nie kasować tej notki, przecież jeszcze nie tak dawno to był nasz wspólny blog...

Heyka =***
Łohoho! Piszę dzisiaj noteczkę i zmieniam adres bloga, bo dostał się w niepowołane ręce. haha^^ Jutro mój pierwszy wyjazd i to jak daleko :D:D Hmm... Dokładnie to do Świdnicy pod WroclawiemxP
Prawie góry no niee?=P Nom jedziemy w sobote o 1:00 w nocy:D
Praktycznie jadą trzy piętrowe autokary:) Niop.. tam jesteśmy całą niedziele  i wystepujemy, a w poniedziałek wracamy:)
Ja tańczę solo i miniformacje:) Do mini bede miała normlanie strój,  a dzisiaj sie okazało,zenie ma dla mnie zadnego na solo;/;/
To pojechałam z mamą do takiego sklepu i kupiłam srebrno biały taki świecący i jest G;* ;) Ajć^^ Już sie nie moge doczekać:P 
Najgorsza rzecz jest taka, że mam straszną chorobe  lokomocyjną! AaA!!! co to będziexD?? Diobra.. przeżyje jakoś =P
Właśnie trwają przeróbki nad moim strojem, bo wiecie..mój musi być IdEoLo xPxPxP Hmm... zastanawiam się jak ja tam pojade :P
Jakoś wygladać trzeba, w końcu jestem z Shock Dance xDxD
Dobra.. Ja lecem Uff! Ale sie boje wyjazdu xD
Bu$$ka =****

sobota, 19 maja 2007

Piwo

Oto zaległa notka, która miała być napisana jeszcze przed moim wyjazdem.

Jakiś czas temu Weronika razem z mamą zasadziły na placu zabaw kasztana. Jakiś czas po tym zdarzeniu, mówi do mnie:
- Pójdziesz ze mną podlać roślinkę? Mama jest zmęczona i zła, a Ty widzę, że nie bo jesteś wesoła.                                                                                            
– Taaak? No widzisz , bo ja zawsze jestem wesoła.
- No własnie, a mama zawsze jest zła.
- Przecież nie jest tak. Mama bywa wesoła, a ja bywam smutna.
- No ale ty, nawet jak jesteś smutna, to jesteś wesoła.

Hmm...uznałam to za komplement i ...poszłam z małą podlać roślinkę.

Gdy doszłyśmy na placyk pytam ją:
- I co gdzie tą roślinkę zasadziłyście?
- Nie pamiętam dokładnie, gdzieś tu - zatoczyła
rączką
kółko.
- No dobra lej tutaj, woda i tak się rozleje, może dotrze do roślinki.
 
Później oczywiście wyprosiła trochę czasu na zabawę, chociaż miało być tylko podlewanie i nie wzięła nawet zabawek. Wypatrzyła w tłumie dzieciaków koleżankę z klasy i zaczęły razem szaleć. Później koleżanka poszła i Werka dorwała butelkę po jakimś soczku i  i zaczęła się bawić w produkcję soków pistacjowych :)  Kiedy powiedziałam, że wracamy do domu, Werka rzuciła ową butelkę i trafiła nią, w inną - szklaną (nawiasem mówiąc, kto to widział, żeby zostawiać na placu porozrzucane butelki), którą to potłukła. Szkła zostały oczywiście pozbierane i ruszyłyśmy do domu. W drodze powrotnej mówię do niej:
- No widzisz narozrabiałaś.
Werka ignorując to co powiedziałam, zagadnęła:
- A wiesz, tam, na placu, panowie rano piją piwo.
- Przecież te butelki nie były po piwie, tylko po soku.
- No ale tam były też kawałki szkła z brązowych butelek, a to piwo jest właśnie w takich butelkach, nie soczki.
- Tak, a skąd ty wiesz [?]
- Bo ja się znam na piwach!
Hmmm...  [?]  myślę sobie, ciekawe skąd ?! U nas w rodzinie nie ma specjalnie piwoszów, więc pytam dalej:
- A jakie piwo znasz?
- Na przykład "BÓBR"!* 
:) Wstrzymując śmiech pytam dalej:
- A jakie jeszcze?
- Więcej nie znam.
...Te odpowiedzi nieco mnie uspokoiły :D :D :D

* A może to ja się nie znam i jest takie??

środa, 2 maja 2007

wystawa

Miniony weekend obfitował w wydarzenia, jednak postaram się nie rozpisywać za bardzo.

Ciągle jestem pod wrażenie tego wszystkiego co miało miejsce, więc może być nieco chaotycznie, mam jednak nadzieję, że połapiecie się w tym co zaraz napiszę. 

Początek owych wydarzeń, w zasadzie miał miejsce już w grudniu, kiedy to Agnieszka B - koleżanka ze Stowarzyszenia 3majmy się razem, przysłała mi maila z pytaniem czy chciałabym wystawić swoje prace. Oczywiście wyraziłam chęć i od grudnia pochłonięta byłam rysowaniem.
W zorganizowaniu wystawy brało udział wyżej wymienione Stowarzyszenie 3majmy się razem oraz Polskie Towarzystwo Edukacji Prawnej. Poza mną swoje prace wystawiały dwie koleżanki: Aneta M. – prace wykonane w programie Photoshop i Anna S. – zdjęcia. Każda z nas pochodzi z innego miasta Polski i nie łatwo było to wszystko poskładać w całość.

Anetę M. poznałam,  kiedy to obie uczęszczałyśmy do szkoły podstawowej, podczas pobytu w sanatorium. Po minionym turnusie nasze drogi rozeszły się i teraz miałyśmy spotkać się po 17 latach niewidzenia.

Wernisaż odbył się 27 kwietnia 2007 r. w Domu Kultury Śródmieście w Warszawie.  
Byłam nieco podenerwowana, a zarazem zadowolona, zarówno z powodu wystawy jak i spotkania. Nie byłam przygotowana na taki rozmach imprezy i byłam w lekkim szoku. Wystąpił zespół taneczny i muzyczny. Był poczęstunek i przedstawienie teatralne. 

Sporą część prac udało się sprzedać, co podniosło trochę moją wiarę w moje umiejętności.
Po wystawie czas spędziłam  z Agnieszką i Anetą, z którą powspominałyśmy dawne czasy.

Na zakończenie jeszcze raz wielkie dzięki dla Ciebie Agnieszko! Dla Stowarzyszenia 3majmy się razem, dla PSEP-u i p.Mariny.

W stolicy spędziłam czas u rodziny, której też nie widziałam ładnych parę lat i to również wpłynęło na mój dobry nastrój.

No to chyba już wszystko. Udało mi się nie rozpisać za bardzo. Zresztą trudno ubrać w słowa wszystkie wrażenia i emocje.

Następnym razem umieszczę zaległą notkę o Weronice, którą to miałam napisać przed wyjazdem do Warszawy.

czwartek, 26 kwietnia 2007

na szybko

Chciałam napisać długa notkę, ale okazało się, że nie zdążę. Później stwierdziłam, że napiszę innym razem, ale niechcący opublikowałam post, w którym ...nic nie było...
Zakręcona, zakręcona...tak to jest jak się człowiek spieszy.

piątek, 13 kwietnia 2007

gazetka

Weronika chyba się dorwała do czasopism Kingi i za dużo oglądała telewizji, bo postanowiła zrobić swoją własną gazetkę dla młodzieży. Opiszę Wam strona po stronie jak to dzieło wygląda. Na czarno będą moje dopiski wyjaśniające, a teksty Weroniki  napisane na czerwono.

STRONA 1 (tytułowa)

Na górze strony umieszczony jest tytuł „Łał!” Obok umieszczone są dwa obrazki, jeden przedstawia panią pokaźnych rozmiarów i nad nim umieszczony jest napis „PRZED”, na drugim widniej pani, odpowiednio pomniejszona z napisem „PO”.
Poniżej, jak to na okładce, dwie uśmiechnięte dziewczyny, jedna w całości, druga w połowie (bo się nie zmieściła).

STRONA 2- nie zawiera nic

STRONA 3

Rzucił cię chłopak??
Zadzwoń:
323 serce104 serce 505.
A my ci powiemy co masz robić.

Na dole widniej rysunek -> dwie dziewczyny rozmawiające ze sobą przez telefon.
STRONA 4
 
Z boku strony jest podany numer telefonu: 505/401/323.
Na górze strony jest zagadka do rozwiązania:

(w miejsce znaku zapytania, trzeba oczywiści wstawić brakujący obrazek)

Rozwiąż zagadkę i wygraj: marsa, możliwą gejsze
(dla niezorientowanych, gejsza to taki cukierek), dumla ( w tym miejscu, narysowany jest czerwony prostokącik, co ma oznaczać dumla o smaku owocowym) i dumla (tu prostokącik brązowy, można się domyślić co oznacza).
Pod spodem narysowane są 4 wyżej wymienione cukierki.

Poniżej:
Podaj adres.
Damy cukierki pieszo (cokolwiek to znaczy)
KUPON ZNAJDZIESZ NA S.6.

STRONA 5

Schudnij, pomniejsz dzięki metamorfozie!  ZADZWOŃ:
305 serce 610 serce 548

Poniżej jest rysunek z cyklu "PRZED" I "PO".

strona 6

Wpisz chasło Ale odwrotnie.
Tu -> kratki na hasło
Pszekonasz się jakie to chasło.
Obok znajduje się krzyżówka obrazkowa: diagram i rysunki na podstawie ktorych, trzeba odgadnąć wyrazy i wpisać do owego diagramu.
Poniżej znajduje się oczywiście KUPON do zadanka ze strony 4.

STRONA 7


Na górze tej strony widnieje napis:

MINKI NA KOMÓRKĘ.

Poniżej kolekcja 12 minek.

Uff...Koniec.
Napracowałam się chyba bardziej niż ona :D
I jak podoba się??? Profesjonalne...jak na ośmiolatkę :D :D

UWAGA!!!
Podane numery są zmyślone ;)
Przepraszam za błędy, pisałam tak, jak to było w oryginale.
 ***
A teraz jeszcze coś z dzisiaj.

Wstawiłam sobie wodę na herbatę, zagotowała się i gwizdek z czajnika "zawył" głośno. Już cię biorę, nie wrzeszcz tak - rzekłam do czajnika :D a Werka na to: on krzyczy, bo go w pupę parzy :D :D

(c. Ela)