środa, 3 grudnia 2008

Polanica c.d.

Wybaczcie kolejną długą przerwę w pisaniu… ale ostatnio tak dużo się dzieje.

Ciąg dalszy opowieści:

Prawdę mówiąc nie pamiętam, czego dotyczyła pierwsza rozmowa, ale pamiętam, że bardzo się śmiałam. Sytuacja powtórzyła się przy obiedzie. Potem poszłyśmy z J. na spacer, gdzieś potkałyśmy pana T. Jadł gofra i był umorusany dżemem ;) Zwierzył się nam, że już nie będzie mógł sobie pozwolić, na taką przyjemność, bo w „jaskini hazardu” przegrał pieniądze.. J. zaoferowała się w naszym imieniu, że postawimy mu gofra i lody, na co przystał z ochotą, po czym kazał mówić sobie po imieniu. Początkowo było mi niezręcznie, ale kiedy raz przez zapomnienie powiedziałam do niego per pan,  i usłyszałam groźbę :”jeszcze raz i cię strzelę”, a potem zwróciłam się bezosobowo i usłyszałam, że zrobi mi coś złego, wolałam nie ryzykować ;)

W końcu poszliśmy na umówione lody i gofra , bo się upominał.

Kiedy chodziliśmy po Polanicy nasza trójka wzbudzała powszechną uwagę swoimi gromkimi wybuchami śmiechu. Niestety, kiedy coś mnie bardzo rozśmiesza nie potrafię nad tym zapanować. Podczas rozmowy okazało się, że T. jest osobą publiczną, w latach 85 – 95, prowadził popularny program dla dzieci i młodzieży. My go nie rozpoznałyśmy.  J. miała ze sobą laptopa i sprawdzałyśmy prawdziwość tej informacji w Internecie. Okazało się, że mówił prawdę ;) Kiedy później T. korzystał z komputera J. i zobaczył, że szukałyśmy w Internecie jego danych, dostałyśmy miano „grzebaczek internetowych”;) Ja sama też dostałam parę ksywek, w kolejności: Elizabeth, Mała, Maluch, Kulka i Kluska. Ta ostatnia przyjęła się najbardziej i tak już zostało :)

Moją wadą było to, że spóźniałam się na wszystkie śniadania (nie zdążałam się wyrobić) i obiady (z winy zabiegów). Pewnego dnia spóźniłam się znacznie, więc darowałam sobie jedzenie zupy i od razu wzięłam się za jedzenie II dania.  T. stwierdził, że jestem niedożywiona i kazał mi zjeść marchewkę, która była na oddzielnym talerzu. Na co ja stwierdziłam, że zjem, ale zaraz. On kilkakrotnie kazał mi zjeść, a ja kilkakrotnie odpowiadałam, że zaraz. W końcu powiedział, że skoro chcę aferę, to nie ma sprawy i krzyknął na całą stołówkę: „ jedz marchewkę!!!”  Wszystkie spojrzenia skierowały się w naszą stronę, a ja o mało nie wylądowałam pod stołem ze śmiechu. Później, kiedy spacerowaliśmy po Polanicy,  dobiegały mnie okrzyki :„jedz marchewkę!”

Innym razem miałam straszną chęć na tańce. Wybraliśmy się we czwórkę: ja, J., T. i H.. Nie wiem czy to klimat, czy odpowiednie towarzystwo, ale nieźle się bawiłam ;) Czasami robili przerwy w graniu, a kiedy zaczynali grać ja pierwsza zrywałam się do tańca, wywijając z chustką na parkiecie.

Skorzystałam też z okazji i pojechałam na wycieczkę do Pragi. Praga jest cudna, szkoda tylko, że tak szybko przemykaliśmy przez miasto.  Mimo całodniowej gonitwy, nie odchorowałam tego i do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu…

Chyba zakończę już ten wątek polanicki. Działo się dużo, bardzo dużo, nie sposób o wszystkim napisać, a poza tym nie wszystko nadaje się do upublicznienia… ;) Co ciekawsze wątki zostawię dla siebie ;)

2 komentarze:

  1. Widać ze sympatycznie spędzałaś czas.
    2008-12-03 17:51

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, fajnie. Lepiej niż to wynika z mojego opisu :) pozdrawiam
      2008-12-03 20:22

      Usuń

Zostaw proszę ślad po sobie :) Jeśli nie masz konta Google i nie wiesz jak komentować (też miałam z tym problem ;)) proponuję wybrać opcję Nazwa/adres URL. W polu z nazwą możesz wpisać swoje imię lub nick.