niedziela, 29 grudnia 2013

obżarstwo nie popłaca

Błogie sobotnie lenistwo nie wyszło tak jak to sobie zaplanowałam. Wstyd się przyznać, ale obżarstwo świąteczne dało mi się we znaki. Położyłam się więc, coby ulżyć sobie w cierpieniach, ale jakoś niefortunnie i doszedł jeszcze ból karku, ze wszystkim nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Moje cierpienia wynagrodziła mi niespodziewana informacja, że Jacek jednak przybędzie na Sylwestra :) jupi!Właśnie jest w drodze...

piątek, 27 grudnia 2013

poświąteczne zmęczenie ;)

I po świętach... niby tylko dwa dni świąt, ale człowiek jakoś szybko się rozleniwia ;) Pewnie przez to obżarstwo ;) A tu dziś trzeba było usiąść do komputera i popracować. Dodawanie stron do katalogów, coś czego nie znoszę oraz pisanie tekstów. Mój stosunek do drugiego zajęcie jest zmienny i uzależniony od tematyki:) Ponieważ dziś pisałam o zabiegach kosmetycznych nie było tak źle. Jedno jest pewna mając taką pracę, będę wszechstronna ;) Na szczęście jutro sobota i znów okazja do błogiego lenistwa :)

Jakoś nie mogę zregenerować sił, ciągle czuję się zmęczona, niewyspana i zniechęcona. Walczę z tym, ale opornie mi idzie.

niedziela, 22 grudnia 2013

święta, święta

Nastrojowych i radosnych
Świąt Bożego Narodzenia,
wewnętrznego spokoju,
wytrwałości i zdrowia
oraz błogosławieństwa Bożego...
życzy Wam c. Ela :)

...

Infekcja, która dopadła mnie nad morzem trwała uparcie, dopiero teraz zaczęła odpuszczać. Chyba się starzeję, bo w ogóle nie odczuwam nastroju świątecznego... pewnie przyczynia się do tego też nieustanny brak czasu i nie najlepsze samopoczucie. Jacek po ponad miesięcznym pobycie u mnie musiał wyjechać. Wygląda na to, że Sylwestra spędzimy osobno... eh życie!

środa, 11 grudnia 2013

Zlot w Mielnie

Intensywny i wesoły weekend za mną. Pojechaliśmy z Jackiem na andrzejkowo - mikołajkowy zlot do Mielna, z grupą Iponków. Ipon to Internetowy Portal Osób Niepełnosprawnych, gdzie osoby z różnymi niepełnosprawnościami mogą wymienić się doświadczeniami na forum, pogadać na czacie, umówić się na spotkanie, przejrzeć ogłoszenia, zamieścić swoją ofertę w dziale z randkami czy poczytać o swoich prawach. Tradycją jest organizowanie zlotów w różnych częściach Polski. Do tej pory miałam przyjemność uczestniczyć tylko w spotkaniach lokalnych. Tym razem zdecydowaliśmy się z Jackiem pojechać. Co prawda Ksawery chciał nas zniechęcić, ale nie dał rady.  

Ekipa ze Szczecina liczyła 7 osób, więc już w drodze było wesoło. Podczas oczekiwania na dworcu sypnęło śniegiem, wiało niemiłosiernie, a pociąg się spóźniał. Ostatecznie wyruszyliśmy z niemal godzinnym opóźnieniem i z takim też dojechaliśmy. Na miejscu wietrzysko chciało mi strącić czapę z głowy, nie wiedzieliśmy w którym kierunku iść, ale o dziwo jakoś udało nam się osiągnąć cel podróży. 

Niestety kilku osobom przez zerwane trakcje nie udało się dotrzeć, ale i tak była nas spora grupa, około 30 osób. Jak na andrzejkowo-mikołajkową imprezę przystało były prezenty i ciasteczka z wróżbą. Była też muzyka, która w pewnym momencie z powodu awarii ucichła, ale od czego ma się głos? Odśpiewaliśmy "Szła dzieweczka do laseczka" i fragmenty kilku innych znanych przebojów. Po usunięciu usterki muzyka znów się pojawiła w głośnikach. Nogi mnie poniosły na parkiet i do trzeciej nad ranem nie chciały z niego zejść.

Mimo intensywnej zabawy udało nam się dotrzeć na śniadanie, co poczytuje sobie za sukces ;) Niezłym wyczynem było też pójście nad morze, co przy szalejącym wietrze nie było takie proste. Jednak w obstawie trzech facetów jakoś dałam radę ;) 

Popołudniu znaczna część zlotowiczów kąpała się w basenie. Ja mam złe skojarzenia, a poza tym brała mnie infekcja wiec robiłam za fotografa ;) A wieczorkiem nasiadówka w sali konferencyjnej. Ponieważ nikt po za mną nie miał sił na taniec, miałam dużo miejsca dla siebie. Jeden ze zlotowiczów stwierdził, że tańczyłabym nawet przy e-booku ;D

W niedzielny poranek trzeba było się ogarnąć, by koło południa wyruszyć w drogę powrotną.  Ekipa pomniejszona o dwie osoby, które zdecydowały się wracać nieco później.
Uff...

wtorek, 19 listopada 2013

Weekend pod znakiem spotkań rodzinnych

W sobotę poszliśmy z Jackiem do starszej z moich dwóch sióstr, gdzie zapychając się ciastem gawędziliśmy miło. Towarzystwo dwóch małoletnich wnuczek siostry uatrakcyjniało nam wizytę :)

W niedzielę natomiast odwiedziliśmy młodszą sister, a uściślając szwagra zwanego Ptysiem, celem uczczenia jego imienia ;) Winko oraz ciastka, ciasta i ciasteczka, to coś co c. Ela lubi najbardziej :)

Weekend szybko minął i znów do roboty ;)

sobota, 9 listopada 2013

Niechorze

widok z latarni morskiej
W poprzedniej notce zapomniałam napisać o warsztatach w ramach projektu "Wsparcie osób niepełnosprawnych na rynku pracy", które miały miejsce tuż przed Zlotem Reumatyków. Nieco inna bajka, ale równie fajna ;) Wymogiem było zabranie ze sobą opiekuna, więc pojechała ze mą moja pokrewna dusza, dawna współautorka bloga Kinga :) Byliśmy w urokliwym Niechorzu i choć to końcówka września było naprawdę ciepło i słonecznie. Wykłady nakierowane na podniesienie własnej wartości i aktywne oraz owocne szukanie pracy. Pracę jak wspomniałam w poprzednim wpisie mam, gorzej z tą samooceną. W czasie wolnym, jakżeby inaczej... hulałam, hulałam, hulałam... ;) Cóż ja na to poradzę, że tak bardzo lubię tańczyć ;) A jeszcze zwiedzaliśmy tę uroczą miejscowość. Wdrapaliśmy się po ponad 200 schodach, by wejść na szczyt latarni morskiej. Warto było! Kocham takie widoki, rozległą przestrzeń. Aż się chciało krzyczeć, czego nie omieszkałam uczynić ;)

czwartek, 7 listopada 2013

O pracy, kartkach i motywacji

Pochwalę się! Podpisałam umowę o pracę :) Będę pracować w fabryce.... stron ;) W tym samym miejscu gdzie odbywałam staż. Najwidoczniej się spisałam :)

tańce, hulańce, swawole
Czasu nie mam kompletnie, a mój pokój porósł kurzem. We wrześniu byłam z Jackiem na IV Ogólnopolskim Zlocie Młodych Chorych na Choroby Reumatyczne w Zemborzycach Tereszyńskich niedaleko Lublina. Kawał drogi, ale warto było :) Nikt się tak nie bawi jak Reumatycy ;) Muzyka mnie poniosła i hulałam, hulałam, hulałam. I nawet mogłam chodzić dnia następnego ;) To najpewniej zasługa wybornego towarzystwa i atmosfery :) Z tej okazji, że zebraliśmy się wszyscy do kupy odbyło się zebranie stowarzyszeniowe. Poruszanych było kilka spraw, ale to nie blog stowarzyszenie, wiec nie będę o nich pisać ;) napomknę tylko o jednej... Dostaliśmy zamówienie na 1000 kartek bożonarodzeniowych. Elka lubiąca babrać się w kleju i tonach papieru zobowiązała się zrobić stówkę :) Z rozpędu zrobiłam 104, jutro wysyłam :) Inna członkini zrobiła 200 - podziwiam :) 

Do napisania niniejszej notki, zupełnie nieświadomie zdopingowała mnie Alicja, która stworzyła własnego bloga i umieszcza na nim notki z częstotliwością dużo większą niż u mnie. Dorównać to jej nie dorównam, nie ma szans, ale postanowiłam zebrać się w sobie i napisać małe co nieco ;) A bloga Alicji polecam gorąco :)

poniedziałek, 9 września 2013

Zmęczenie

Jutro ostatni dzień stażu. Marzę o odpoczynku. Jestem przemęczona, a ciągle angażuję się w nowe rzeczy. Najwidoczniej mam coś z głową ;P

niedziela, 18 sierpnia 2013

Działo się...

Niektórzy mieszkańcy nazywają Szczecin dużą wioską z tramwajami, narzekając że nic się w tym mieście nie dzieje. Jednakże w sierpniu miały miejsce dwie, sporej rangi imprezy.

Pierwsza z nich to Finał Regat Wielkich Żaglowców The Tall Ships Races 2013. Ze swojej strony powiem, że było wspaniale. Imponującej wielkości żaglowce były zachwycające. I nawet fakt, że przemokłam do suchej nitki i nie uczestniczyłam w sobotnim koncercie, nie jest w stanie zatrzeć pozytywnych wrażeń i emocji. Za to w poniedziałek, ostatniego dnia imprezy wybrałam się na koncert szczecińskiego zespołu HEY. Kasia Nosowska była niezwykle przejęta śpiewając przed rodzimą publicznością. Kiedy na zakończenie odśpiewana została 'moja i twoja nadzieja', mi też zrobiło się tak jakoś...
 

Drugie niezapomniane wydarzenie to festiwal ogni sztucznych Pyromagic. Kiedy niebo rozbłyska raz za razem kolejnymi fajerwerkami, a w tle rozbrzmiewa muzyka i wszystko jest ze sobą synchronizowane trudno przejść obojętnie koło takiego widowiska. Niesamowity huk i jaśniejące niebo, tłum ludzi z zadartymi głowami, szczerzących zęby w uśmiechu i dobiegające co jakiś czas okrzyki zachwytu. Bajka!
 
 

niedziela, 28 lipca 2013

Skrótowo

Na początku roku, zapisałam się do projektu: "Wsparcie osób niepełnosprawnych na rynku pracy". Brałam dzięki temu udział, we wspomnianym już wcześniej kursie grafiki komputerowej. Od 10 czerwca natomiast jestem na stażu, w firmie FabrykaStron.eu. Podoba mi się :) Idzie mi raz lepiej, raz gorzej, ale ogólnie.... przynajmniej w moim mniemaniu jest ok.

Miałam też trochę stresów, związanych z problemami rodzinnym, na skutek czego wysiadło mi zdrówko. RZSik przypomniał o sobie i to całkiem wyraźnie... Póki co zwiększone dawki prochów (czyt. lekarstw), chyba działają...

Z końcem czerwca przyjechał do mnie Jacek. Był ponad dwa tygodnie, niby jest to trochę czasu, ale jakoś tak szybko zleciało... Chyba co raz gorzej znoszę to nasze bycie razem na odległość.  Przez to iż jestem na stażu nie mieliśmy zbyt dużo czasu dla siebie... W tym krótkim czasie zdążyliśmy być na spotkanku z fajną grupą osób, na którym bardzo fajnie się bawiliśmy. Potem razem pojechaliśmy na wesele... Pojadłam, popiłam i się wytańczyłam :)

Aby się wybawić musiałam odbyć drobny maraton ;) Wyruszyliśmy razem z Jackiem w czwartkową noc, a w piątkowy, bardzo wczesny poranek byliśmy we Wrocku, a stamtąd pociągiem do docelowego Strzelina. Do południa odsypialiśmy podróż, a popołudniu trzeba była poczynić przygotowania do weselnych szaleństw. W sobotę o 9, przyjechał autokar i ruszyliśmy do Kolonii Zawady, gdzie miało odbyć się wesele. Dotarliśmy po jakichś 6 godzinach. W hotelu ekspresowe przebieranie, makijaż, itp. Zawieziono nas do kościoła na uroczystość zaślubin, a potem z powrotem do hotelu na weselicho.

Zabawa była fantastyczna :) Jacek stwierdził, że swoje bioderko zużył do reszty i spokojnie może iść na operację ;) Balowanie zakończyliśmy w okolicy godziny 3. W niedzielny poranek, nie tak wczesny na szczęście, po skonsumowaniu pożywnego śniadanka, autokar zawiózł nas w drogę powrotną do Strzelina. W poniedziałek miałam czas na odpoczynek, a we wtorek droga powrotna do Szczecina. Tym razem pociągiem, z mało przyjemnymi dolegliwościami żołądkowym, w totalnym upale... nie życzę nikomu.

Jutro mój luby idzie do szpitala na wymianę bioderka, więc nieprędko się zobaczymy...

sobota, 8 czerwca 2013

Zjazd w Cieplicach nr 3


W środę 29 maja po skończonych zajęciach na kursie grafiki pognałam do domu, po to by w szybkim tempie wrzucić coś do brzucha i wyruszyć w ponowną, sentymentalną podróż do Cieplic... na kolejny - trzeci - zjazd byłych kuracjuszy nieistniejącej już "Małgosi".
Na dworcu PKS czekała już Ewelina K.- moja współtowarzyszka podróży i zarazem organizatorka spotkania. Droga długa i męcząca, ale jakże upragniona i wyczekiwana od kilku miesięcy...
Na miejscu byłyśmy przed 6 rano. Na dworcu autobusowym czekał na nas znajomy Eweliny. Zabrał nas do siebie, poczęstował mocną, gorącą kawą, niezwykle smaczną po nocnej podróży. Przygotował też gorący termofor na rozgrzewkę :) Przed 10 zajechałyśmy do pensjonatu, ogarnęłyśmy się nieco i poszłyśmy na spacer po Cieplickim deptaku. Wywabiłyśmy z domu siostrę Dorotkę (pielęgniarkę z Małgosi). Wymieniłyśmy się nowinkami, ponarzekałyśmy na zimno i ruszyłyśmy na poszukiwania innych członkiń  dawnego "małgosiowego" personelu. Spotkałyśmy jeszcze siostrę Anie, zwaną "śpiewającą" oraz panią Grażynkę. 
Jak zaszyłyśmy do pensjonatu, to część zlotowiczów już była na miejscu, w niedługim czasie dotarła i reszta, w tym również Jacek. Byli też nowi uczestnicy nie biorący udziału w dwóch poprzednich zjazdach, w tym Ewelina B., z którą nie widziałam się od wielu, wielu lat. Jakże dobrze nam się rozmawiało :) Przybyła z mężem i córką. Wspólna kawka w małym gonie i mnóstwo wspomnień :)
Wieczorem w świetlicy zgromadziliśmy się wszyscy: Adam, Ewa, Ewelina B. Ewelina K., Gosia, Jacek, Justyna, Łukasz, Marek, Przemek i ja. Rozmowy, dużo śmiechu, napoje wyskokowe, coś na ząb... czegoż więcej trzeba? :) 
Gromadka dzieciaków też przypadła sobie do gustu i świetnie się bawili.
W piątek się wypogodziło, poszliśmy z Jackiem pospacerować po okolicy. Przypadkowe spotkanie z rehabilitantką Grażynką. Ilekroć odwiedzam to miejsce, ogarnia mnie jakieś takie wzruszenie, niedowierzanie, że znów mogę tu być. W miejscu, gdzie spędziłam dzieciństwo. To jak powrót do domu...  Dla mnie i Jacka to miejsce jest tym ważniejsze, ze to właśnie tu się poznaliśmy i zaczęła się nasza wspólna historia...
Popołudniu wspólne biesiadowanie... zakończone późną porą. Jakżeby inaczej skoro nie widzieliśmy się tak długo...
Sobotni poranek przywitał nas deszczem i pokrzyżował nasze plany. Mieliśmy zamiar zrobić sobie wspólną wycieczkę, bowiem okolica obfituje w atrakcje turystyczne. Niestety pogoda nie pierwszy raz odniosła zwycięstwo w starciu z ludzkim zamierzeniami. Wyjściem awaryjnym okazał się wypad do pobliskiej naleśnikarni i spacer w strugach deszczu w niewielkim oddaleniu od pensjonatu. Wróciliśmy mokrzy od stóp do głów. Po wysuszeniu wyruszyliśmy na spotkanie z "ciociami" czyli wychowawcami i pielęgniarkami. Wspomniana już siostra Dorotka oraz nauczycielki: p. Monika, p. Iwonka i p. Basia. Wszyscy tryskaliśmy humorem.
W niedzielę wszyscy zaczęli się rozjeżdżać do domu. Eweliną z którą przyjechałam, zatrzymały sprawy sercowe. Sama siedziałabym do wieczora w Jeleniej Górze, więc za namową Jacka pojechaliśmy razem do Strzelina i dopiero w poniedziałek wyruszyłam do Szczecina.
Dotarłam z godzinnym opóźnieniem, zmęczona, ale szczęśliwa :)
Niemal wszyscy uczestnicy zlotu

Park zdrojowy w Cieplicach
moja skromna osoba


piątek, 24 maja 2013

Głuchy telefon

Dzwoni Kinga, odbieram...
ja: cześć
Kinga: No hej, sory że ci przeszkadzam... Dzwoniła  do mnie Wera, żebym przekazała mamie, że wróci godzinę później ze szkoły. Ja nie mam nic na koncie, więc nie mogę, a do ciebie mam darmowe, dlatego dzwonie do ciebie, a Ty wyślij sms-a za mnie, ok?
ja: ok. A czemu Wera sama do mamy nie zadzwoniła?
Kinga: bo jej się rozładowała komórka czy coś i skorzystała z telefonu koleżanki i tylko mój numer zna na pamięć.
ja: aha, ok
Kinga: no pa
ja: pa

bez komentarza :)

sobota, 18 maja 2013

kurs grafiki

Sporo się dzieje ostatnimi czasy... Między innymi uczęszczam na kurs grafiki komputerowej. Przerobiliśmy Adobe Photoshop, aktualnie tworzymy w CorelDRAW, a czeka nas jeszcze Adobe InDesign. Grafiką pasjonowałam się od dawna, ale do tej pory tworzyłam jakieś drobne rzeczy, ucząc się z materiałów zamieszczonych w internecie. I choć można znaleźć sporo informacji, samouczków i instrukcji z zakresu różnych programów do grafiki, to zdecydowanie nie to samo. Niestety kurs trwa tylko 60 godzin lekcyjnych, więc trochę mało, ażeby zagłębić się w temat, ale dobre i to :)

piątek, 12 kwietnia 2013

Przyszła biolożka?

Byłam wczoraj z wizytą u mojej chrześniaczki Alicji. Ala jest miłośniczką wszystkich stworzeń. Upodobała sobie owady. W swojej kolekcji oprócz pająków, muchy, pasikonika czy szczypawicy, ma nawet... modliszkę. Jednakże gustuje nie tylko w owadach. Chętnie bawi się też nietoperzem, skorpionem i wężem. 
Jestem arachnofobiczką i ogólnie nie pałam sympatią do tego rodzaju stworzonek. Czułam się mało komfortowo, bawiąc się się z Alą tymi, plastikowymi (na szczęście!) stworkami. Ale czego się nie robi dla jedynej, kochanej chrześnicy :)
Ala z najnowszym nabytkiem :)
Urocza kolekcja Alicji :)

czwartek, 14 marca 2013

Fiodor

Mamy nowego domownika :) Ma na imię Fiodor. Jego ruchy są pełne wdzięku, jest bardzo towarzyski, ma wąsy, bialutką sierść i głośno miauczy ;) Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia :D Gości u nas od wczoraj i zostanie przez około dwa miesiące. Właściciel musiał wyjechać, dlatego Fiodorek trafił do nas pod opiekę. 
Od wczoraj przemierzył masę kilometrów, poznaje nowe tereny. Wiem już że nie lubi głaskania po brzuszku, bo kiedy spróbowałam pokazał, że jest wyposażony w zęby i pazury ;)
W ciągu dnia miauczy niewiele, ale wieczorem i nad ranem pokazuje na co go stać ;P 
Fiodor

środa, 6 marca 2013

Odwiedziny

Odwiedziła mnie wena twórcza i powiedziała: "Wykorzystaj mnie" ;P Dawno do mnie nie przychodziła, więc grzechem byłoby nie skorzystać z jej propozycji ;P
Oto nasze dziecko:
Martwa natura - pastele suche na papierze

sobota, 26 stycznia 2013

Twarde lądowanie

W poprzedniej notce pisałam jak to jest ślisko i niebezpiecznie. Dziś mogę donieść, że odczułam to boleśnie na własnej skórze.

Idę sobie zadowolona do kuzynki na ścięcie włosów. Idę ostrożnie, ale i tak po chwili zobaczyłam… niebo.  Kolokwialnie mówiąc wywinęłam orła.  Nie było miękkiego lądowania… najdotkliwiej odczuła to moja głowa i łokcie.  Dobrze, że przechodziła pewna dziewczyna, która pomogła mi się pozbierać. Podała okulary, które niepostrzeżenie spadły mi z nosa. Na szczęście wszystkie endo ostały się na swoim miejscu ;P  Gnatki pozostały w całości. I tylko mięśnie przypominają uporczywie o tym co się stało.

Jakby tego było mało, pewna starsza pani, z gatunku tych nie mających siły stać, a mających siłę przepychać się do wolnego miejsca w autobusie, zaczęła mi robić uwagi, czym do reszty popsuła mi humor.

Pocieszeniem w tym pechowym dniu, była super fryzurka zrobiona przez kuzynkę :)

niedziela, 13 stycznia 2013

Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!

Mam nadzieję, że w 2013 będę częściej zamieszczać tutaj swoje notki ;P

Zima zawitała w Szczecinie i porządnie sypnęło śniegiem, z którego to za sprawą dodatniej temperatury zrobiła się śniegowa papka. Dziś z kolei temperatura spadła poniżej zera i zamieniła ową papkę w lód... śliski i twardy i niebezpieczny :/ Niestety w wielu miejscach nie było odśnieżone. Łatwo sobie wyobrazić jak trudno się przemieszczać. Szczególnie osoby starsze, czy niepełnosprawne mają duży problem...
Gołąbki nie mają tego problemu... i nawet ktoś o nie zadb i rzucił papu ;)
Szczecińskie gołąbki

środa, 2 stycznia 2013

RECEPTA NA CAŁY ROK

Bierzemy 12 miesięcy,
oczyszczamy je dokładnie
z goryczy, chciwości, małostkowości i lęku,
po czym rozkrajamy każdy miesiąc
na 30 lub 31 części tak, aby zapasu
wystarczyło dokładnie na cały rok.
Każdy dzień przyrządzamy osobno
z jednego kawałka pracy
i dwóch kawałków pogody i humoru.
Do tego dodajemy trzy duże łyżki
nagromadzonego optymizmu,
łyżeczkę tolerancji,
ziarenko ironii i odrobinę taktu.
następnie całą masę polewamy dokładnie
dużą ilością miłości. Gotową potrawę
przyozdabiamy bukietem uprzejmości
i podajemy codziennie z radością
i filiżanką dobrej, orzeźwiającej herbatki.
SMACZNEGO!
p.s. zaczerpnięte z kalendarza ściennego :)