czwartek, 4 września 2014

Zlot w Sulejowie

W czwartek o 19:40 wyruszyliśmy z Jackiem PKSem, do Sulejowa na zlot IPONKów. Po 10 i pół godzinie dotarliśmy na miejsce. Zostaliśmy wcześniej poinformowani przez znajomą, która miała przyjemność uczestniczyć w zeszłorocznym Zlocie, że niedaleko od przystanku  mieści się skrzynka pocztowa. Na owej skrzynce napisane są numery telefonów do panów taksówkarzy i można wezwać jedną z dwóch funkcjonujących tu taxi ;) Skrzynkę znaleźliśmy, numery też choć zostały zmodyfikowane. Niektóre wydrapane, inne widać że przemalowane. Jak się później okazało panowie taksówkarze w ten sposób zwalczają konkurencję ;) Na szczęście udało nam się dodzwonić i tym sposobem dotarliśmy do ośrodka.
Na miejscu cicho, głucho i pusto. Postanowiliśmy pozwiedzać teren, mimo że pora nie była najlepsza do wędrówek, szczególnie po tak długiej podróży. Po jakimś czasie zjawiła się pani, która przydzieliła nam domek numer 3. Jednak w tym czasie zdążyłam zmarznąć okropnie. Miałam na sobie koszulkę, sweterek, bluzę Jacka, schowałam się pod dwa koce i kołdrę i przez kilka godzin telepałam się z zimna. Jednak kilka warstw i dawka snu, sprawiła, że w końcu zaczęłam odczuwać coś w rodzaju ciepła ;) Ogarnęliśmy się i wysunęliśmy z domku. A tam słonko i sporo zlotowiczów. Zaczęła wstępować  we mnie energia. Kilka znajomych twarzy, więcej nieznajomych... Ogólnie pojawiło się 70 osób. 

Pogoda sprzyjała, zasiedliśmy więc na świeżym powietrzu. Później obiadokolacja i powrót na ławeczki. Muzyczka, tańce i napoje wyskokowe. Imprezka zwinęła się około 3 nad ranem. Niektórzy kontynuowali w mniejszych gronach w domkach. My mieliśmy dość. 
Rano śniadanko i nie najlepsze samopoczucie ;) leniwe snucie się po okolicy. Popołudniu werwa wróciła i spacer nad urokliwą rzeczkę, gra w minigolfa, pójście do pobliskiego sklepiku ;) 
Na wieczór zaplanowane było ognisko, niestety zaczął padać deszcz. Wszamaliśmy więc kiełbaski i kaszanki przyrządzone najpewniej na grillu, oganiając się od komarzyc. Deszcz stukała o daszki, a my pod wiatami konwersowaliśmy wesoło. Deszcz ustał i Jacek stwierdził, że ognisko musi być. No i było. 
Grzaliśmy się przy ogniu i bawiliśmy wesoło. Niestety znów kiepsko się poczułam, tym razem winny był mój kark, który zaczął mnie piekielnie boleć i doprowadził do mdłości. Z żalem opuściliśmy imprezę. 

Rano śniadanie, pakowanie i wyjazd. Pojechaliśmy do Strzelina, bo Jacek musiał załatwić sprawę u siebie. Zajechaliśmy w niedzielę wieczór, a we wtorkowy poranek kolejna podróż do Szczecina. Dzień odpoczynku i do pracy. Choć te eskapady dość męczące, to przyniosły sporą dawkę pozytywnej energii. Koniec

3 komentarze:

  1. takie wyjazdy, to też oderwanie się na chwile od codzienności, a z tymi numerami gdzieś tam napisanymi, to ja tak miałem w Dusznikach zdroju, były już zmienione, na szczęście miałem wizytówkę z numerem taksówki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hm ale było super:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze jest się przemieścić, zdrowia i dobrego humoru ci życzę :*

    OdpowiedzUsuń

Zostaw proszę ślad po sobie :) Jeśli nie masz konta Google i nie wiesz jak komentować (też miałam z tym problem ;)) proponuję wybrać opcję Nazwa/adres URL. W polu z nazwą możesz wpisać swoje imię lub nick.