środa, 30 kwietnia 2008

opowieść warszawska

No tak, znowu dawno nie pisałam... ale to dlatego, że ostatnio jakoś dużo się dzieje, nie mam czasu, że już nie wspomnę o moim roztrzepaniu...
Pomyślałam sobie, że mimo iż działo się to już jakiś czas temu, to jednak opiszę swój pobyt w stolicy...   Uwaga zaczynam:

29 marca o 23:15 odjechał do Warszawy PKS ze mną w środku... nie tylko ze mną oczywiście, był jeszcze kierowca i inni pasażerowie ;)
Z zaledwie dwudziestominutowym opóźnieniem dojechał na miejsce. Z dworca odebrał mnie wujek i zawiózł do swojego miejsca zamieszkania, w którym to przebywała wujka małżonka tj. moja ciocia. Przesiedziałam w gościnie u wujostwa do 17 z minutami i wujcio powiózł mnie w kierunku Pałacu Kultury, gdzie miał czekać na mnie busik. Odjazd miał być o 18. Korki były okropne, zaczęły się telefony, a dzwoniący pytali gdzie się podziewam. Zajechałam trochę spóźniona, ale na szczęście nie byłam ostatnia, co mnie trochę pocieszyło.  Udało nam się jakoś przebrnąć przez korki i zajechaliśmy do miedzeszyńskiego hotelu, gdzie wszamaliśmy pyszniastą kolację.
Poszłyśmy z dziewczynami zagrać w bilard. Z całą pewnością nie ma więcej takich fachowców do gry w bilard, jak nasza piątka ;) Mogłybyśmy wystąpić w kabarecie... ma się ten talent ;)
Spać poszłyśmy dość późno, a rano (bardzo, bardzo rano) trzeba było wstać. Potem śniadanko, wykłady, przerwa, wykłady, obiad, wykłady, przerwa, wykłady, kolacja, kolejna porcja gry w bilard, spanie, pobudka - znów o koszmarnej godzinie, śniadanie, wykłady, przerwa, wykłady... i tu miał nastąpić wyjazd 4 z nas, ale nastąpiły pewne komplikacje.. Ogólnie reszta uczestników warsztatów zostawała na obiedzie, a my miałyśmy się urwać wcześniej, z racji ustalonego na godzinę 14:00 Zebrania Założycielskiego naszego Stowarzyszenia. Miał po nas przyjechać brat Agnieszki, ale zapomniał o zmianie czasu... ;) Wobec tego ja z Kasią cofnęłyśmy sie na stołówkę, aby napełnić nasze brzuszki małym co nieco. Zjadłyśmy i okazało się, że jeden z uczestników też odjeżdża nieco wcześniej i powiedział, że może nas zabrać. Wobec tego ja, Kasia i Monika zapakowałyśmy się do jego auta, a Agnieszka czekała na brata. Jedziemy, jedziemy, aż w pewnym momencie kierowca pyta jakie jest światło, popatrzyłyśmy i stwierdziłyśmy, że światła nie ma... wysiadła sygnalizacja świetlna. Nastąpiło zamieszanie, pojechaliśmy inną drogą i w efekcie zajechaliśmy później niż Agnieszka... heh jak to mówią ostatni będą pierwszymi ;)
Zebranie odbyło się zgodnie z przepisami i planem i pozostaje nam czekać na decyzję sądu.
Po zebraniu zostaliśmy jeszcze na pogaduszki. Gadaliśmy i śmieliśmy się tak gdzieś do 18. Zadzwoniłam do kuzynki z pytaniem czy może po mnie przyjechać. Okazało sie, że może, jednak  był akurat jakiś koncert, w związku z czym znów były korki i przyszło mi trochę poczekać... i stałam tak sobie sama w wielkim mieście ;) Zjawiła się kuzynka w towarzystwie wujka i powieźli mnie do siebie. Tam oczywiście czekała ciocia, która jak mnie zobaczyła  to stwierdziła, że chyba jestem bardzo zmęczona i spytała czy aby na pewno muszę dziś jechać. Ja no to spytałam, czy aż tak źle wyglądam, na co ciocia, że nie najlepiej :P No fakt wrażeń było dużo ( może niekoniecznie da się to wyczytać z tej notki, ale wierzcie mi na słowo ;D), jedna noc w autobusie, dwie jakoś wyjątkowo krótkie, ale mimo to upierałam się żeby jechać. Jednak po którymś z kolei stwierdzeniu cioci, że widać iż jestem zmęczona... uległam. Chyba się ciocia obawiała, że swoim wyglądem odstraszę współpasażerów podróży ;P
Przespałam noc w wygodnym łóżeczku, ale mimo to nie do końca się wyspałam, szczerze mówiąc mam wątpliwości czy to kiedykolwiek nastąpi. Przesiedziałam u rodzinki do wieczora... o 21:50 odjeżdżał PKS, a ja o 21:40 siedziałam jeszcze w aucie wujka i zerkałam nerwowo na zegarek. W końcu wyraziłam głośno swoją obawę, że nie zdążymy. Wtedy w trakcie rozmowy okazało się, że wujek myślał, iż autobus odjeżdża 5 min. później i... dodał gazu ;) Podjechaliśmy pod dworzec, kuzynka pobiegła do kierowcy powiedzieć, że jest jeszcze jedna osoba. Kiedy kierowca mnie zobaczył stwierdził: "o idzie nasza pasażerka, poznaję, bo przywoziłem do Warszawy" :) Wujek pakował mój bagaż, a ja w tym czasie podeszłam do drugiego kierowcy kupić bilet i wtedy... ja, spóźniona, nie lubiąca na siebie zwracać uwagi ... rozsypałam wszystkie drobne jakie miałam w portfelu... :P zdolna jestem niesłychanie :] Do Szczecina zajechaliśmy... przed czasem, o 6:10.

W domu opowiedziałam pierwsze wrażenia, poszłam spać i tkwiłam tak sobie w krainie marzeń sennych do 16. Na zakończenie wspomnę jeszcze, że się nie wyspałam.
To tyle o moich warszawskich przygodach. 

W następnej notce zamierzam umieścić zabawne wypowiedzi domowników, o ile uda mi się znaleźć karteluszki, na których je pozapisywałam :P

Z pozdrowieniami dla Czytelników, którzy wytrwali do końca. Pa

6 komentarzy:

  1. Tak! Grunt to punktualność x)
    A co do bilarda, to hmm... ja pobijam wszystko i wszystkich bo ja nawet kija pożadnie chwycić nie umiem, więc jeśli można to prosze o zapisanie mnie do listy kabaretowej... No i jak to bywa na wszelkich wyjazdach: "pobudka w środku nocy, czyli o siódmej". A ja się przestawiłam i wstaję bez przymusu codziennie o 6:34, więc siódma to dla mnie południe powoli x)
    I jak nie ma notki to nie ma, a jak jest to się akurat czytać nie chce. Ale przeczytałam :D
    2008-04-30 23:33

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi, ze przeczytałaś mimo braku chęci, jednak zaznaczam, ze nie ma przymusu ;)
    Na listę kabaretową zostałaś wpisana, jak ruszymy w trasę z występami zostaniesz zawiadomiona komentarzem pod notką ;)
    Podziwiam, ze sama, nie przymuszana przez nikogo wstajesz codziennie o 6:34.... a swoja drogą czemu minut: 34, a nie 35?
    2008-05-05 19:32

    OdpowiedzUsuń
  3. Elu, wyczerpujaca notka, na pewno było mnóstwo wrażeń :) , Elu u nas raz na zlocie były tańce na stole bilardowym, może nawet widziałaś to zdjatko w galerii
    2008-05-02 18:18

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie widziałam, żałuję ;) Pozdrawiam
    2008-05-05 19:33

    OdpowiedzUsuń
  5. ja wytrwałam xD hehehe:)) ładnie ładnie;D kejti;*
    2008-05-04 12:54

    OdpowiedzUsuń

Zostaw proszę ślad po sobie :) Jeśli nie masz konta Google i nie wiesz jak komentować (też miałam z tym problem ;)) proponuję wybrać opcję Nazwa/adres URL. W polu z nazwą możesz wpisać swoje imię lub nick.