Wczoraj
wchodzę do pokoju, patrzę, a moja mama robi sobie porządek w torebce.
Całą zawartość rozłożyła na ławie, w celu posegregowania. Wspomnę
jeszcze, że moja droga rodzicielka jest nałogową palaczką ;/ i toczę z nią o to wojnę. Wiecie co ujrzałam na ławie???..........Zapalniczki!!! Niby nic dziwnego skoro pali, ale
żeby nosić…………8 sztuk w torebce?!?!. Matko kochana jak to zobaczyłam,
to mimo, iż drażni mnie bardzo to jej palenie, to zaczęłam się strasznie
śmiać :D
Jednak to jeszcze nic, dziś okazało się, że w szufladzie mieliśmy......
pół reklamówki zapalniczek.......... Uwierzycie?? Żeby ktoś z domowników
był kolekcjonerem, to jeszcze rozumiem, ale nie, nikt z nas nie jest
zbieraczem zapalniczek.
A teraz zmiana tematu. Przed świętami przeglądałam sobie taką babska,
kolorową gazetkę. Patrzę w róg strony, a tam konkurs esemesowy. Do
wygrania były gry dla dzieci, a pośród nich jakieś „Wróżki”. Pomyślałam
sobie, że Werci by się spodobały, więc wzięłam telefon i wysłałam sms-a
z odpowiedzią na „bardzo trudne” pytanie, w stylu: Czy gry rozwijają
wyobraźnię?? Jeśli uważasz, że tak wyślij sms o treści TAK….itd.
2 stycznia odebrałam telefon z wiadomością, że wygrałam. W
miniony piątek przyszło awizo, a moja droga mama wyręczyła mnie i
poszła z Kingą na pocztę odebrać paczkę. Mogła to zrobić gdyż mamy tak
samo na imię :D
Tak
w ogóle, to na tym awizo było napisane tylko, że jest do odebrania list
polecony i nie było wiadomo o co chodzi. Jak wracały z tej poczty,
Kinga wbiegła pierwsza po schodach i stwierdziła, ze ten list to
wezwanie na policję 8 / Pierwsze co pomyślałam, że to jednak nie do mnie, bo przecież nie
brałam udziału w niczym takim, przez co musiałabym się stawiać na
policji. Moja droga mamusia też na pewno nic nie przeskrobała, ale
myślałam, że może była świadkiem jakiegoś przestępstwa albo co…. Po
chwili weszła mama z paczką i już wszystko było jasne :D Jednak co się nabrałam, to się nabrałam…o naiwności.
A
jeśli chodzi o gry, to okazało się, że te „Wróżki” wcale się Werci tak
bardzo nie podobają, ale za to przypadła jej do gustu inna gra i
oczywiście byłam zatrudniona jako przeciwnik w rozgrywce.
Jedna
z gier (przepraszam za ciągłe powtórki tego samego słowa, ale nie
umiałam znaleźć synonimu) „Kim ja jestem” polega na odgadywaniu…. kim
się jest. Losuje się kartę i nie zaglądając co na niej widnieje, wsuwa
się ją w opaskę na głowie. Potem współgraczom zadaje się pytania w
stylu: „czy jestem z drewna?”, „czy jestem duża?”, „czy jestem
zwierzątkiem?” itp. i zbierając te informacje, można w końcu
wywnioskować co widniej na obrazku.
Weronisia, nasza chudzinka, której wbrew pozorom apetyt baaardzo dopisuje, prawie zawsze zaczyna tak:
„czy
ja jestem do jedzenia?”, „czy można mnie zjeść?” itp., a kiedy jest zwierzątkiem to pyta: "czy jestem zwierzątkiem, które się zjada?" :D :D
No to tyle na dzisiaj.......
(SzŁoDzIkI)