Ten rok nie zaczął się dobrze. Już w poprzednim nie było najlepiej, ale
myślałam sobie, że w końcu to co złe przeminie. Ludzie, w tym i ja,
często się łudzą, że z nadejściem nowego roku wszystko się zmieni na
lepsze, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki... że te wszystkie
mechanicznie wypowiadane, przesyłane (metodą "kopiuj - wklej") życzenia
się spełnią. O naiwności!! Uczucia jakie obecnie dominują w moim życiu
to lęk, smutek, niepewność, żal, złość, zmęczenie... do niedawna
poczucie winy, cholerne gryzące poczucie winy, które zamieniło się w
bunt... chyba pod wpływem ciągłych pretensji, o rzeczy ważne i o
drobnostki... Z tym też nie jest mi dobrze...
Prawie całe moje
minione życie było monotonne, przewidywalne jak kolejny odcinek
telenoweli... Trzy ostatnie lata, wywróciły je do góry nogami... Nabrało
tempa, za którym często trudno mi nadążyć... Podobało mi się to, ale
może jednak lepiej nie przeżywać życia na prawdę, tylko tkwić pod
kloszem, jak dziecko... (?) ale na to już za późno, kiedy się poznało
jego różnorakość, nie da się cofnąć do krainy dziecięcego
bezkrytycyzmu...
Kiedyś przeczytałam na blogu Oleńki "...chciałabym coś zmienić, ale nic nie zależy ode mnie...". Napisałam wtedy komentarz: To nie zupełnie tak... mamy wolną wolę, podejmujemy decyzje... chyba jednak coś od nas zależy:) ... Heh,
g.... prawda, tak naprawdę nic nie zależy od nas, czasem tylko nam się
tak wydaje. właśnie wtedy kiedy to pisałam - wydawało mi się. Oleńko,
to Ty miałaś rację.... niestety.