Wybaczcie kolejną długą przerwę w pisaniu… ale
ostatnio tak dużo się dzieje.
Ciąg dalszy opowieści:
Prawdę mówiąc nie pamiętam, czego dotyczyła pierwsza rozmowa,
ale pamiętam, że bardzo się śmiałam. Sytuacja powtórzyła się przy
obiedzie. Potem poszłyśmy z J. na spacer, gdzieś potkałyśmy pana T. Jadł gofra
i był umorusany dżemem ;) Zwierzył się nam, że już nie będzie mógł sobie
pozwolić, na taką przyjemność, bo w „jaskini hazardu” przegrał pieniądze.. J.
zaoferowała się w naszym imieniu, że postawimy mu gofra i lody, na co przystał
z ochotą, po czym kazał mówić sobie po imieniu. Początkowo było mi niezręcznie,
ale kiedy raz przez zapomnienie powiedziałam do niego per pan, i
usłyszałam groźbę :”jeszcze raz i cię strzelę”, a potem zwróciłam się
bezosobowo i usłyszałam, że zrobi mi coś złego, wolałam nie ryzykować ;)
W końcu poszliśmy na umówione lody i gofra , bo
się upominał.
Kiedy chodziliśmy po Polanicy nasza trójka wzbudzała
powszechną uwagę swoimi gromkimi wybuchami śmiechu. Niestety, kiedy coś mnie
bardzo rozśmiesza nie potrafię nad tym zapanować. Podczas rozmowy okazało się,
że T. jest osobą publiczną, w latach 85 – 95, prowadził popularny program dla
dzieci i młodzieży. My go nie rozpoznałyśmy. J. miała ze sobą laptopa i
sprawdzałyśmy prawdziwość tej informacji w Internecie. Okazało się, że mówił
prawdę ;) Kiedy później T. korzystał z komputera J. i zobaczył, że szukałyśmy w
Internecie jego danych, dostałyśmy miano „grzebaczek internetowych”;) Ja sama
też dostałam parę ksywek, w kolejności: Elizabeth, Mała, Maluch, Kulka i
Kluska. Ta ostatnia przyjęła się najbardziej i tak już zostało :)
Moją wadą było to, że spóźniałam się na wszystkie
śniadania (nie zdążałam się wyrobić) i obiady (z winy zabiegów). Pewnego dnia
spóźniłam się znacznie, więc darowałam sobie jedzenie zupy i od razu wzięłam
się za jedzenie II dania. T. stwierdził, że jestem niedożywiona i kazał mi
zjeść marchewkę, która była na oddzielnym talerzu. Na co ja stwierdziłam, że zjem,
ale zaraz. On kilkakrotnie kazał mi zjeść, a ja kilkakrotnie odpowiadałam, że
zaraz. W końcu powiedział, że skoro chcę aferę, to nie ma sprawy i krzyknął na
całą stołówkę: „ jedz marchewkę!!!” Wszystkie spojrzenia skierowały się w
naszą stronę, a ja o mało nie wylądowałam pod stołem ze śmiechu. Później, kiedy
spacerowaliśmy po Polanicy, dobiegały mnie okrzyki :„jedz marchewkę!”
Innym razem miałam straszną chęć na tańce. Wybraliśmy się
we czwórkę: ja, J., T. i H.. Nie wiem czy to klimat, czy odpowiednie towarzystwo,
ale nieźle się bawiłam ;) Czasami robili przerwy w graniu, a kiedy zaczynali
grać ja pierwsza zrywałam się do tańca, wywijając z chustką na parkiecie.
Skorzystałam też z okazji i pojechałam na wycieczkę do
Pragi. Praga jest cudna, szkoda tylko, że tak szybko przemykaliśmy przez miasto.
Mimo całodniowej gonitwy, nie odchorowałam tego i do dzisiaj nie mogę
wyjść z podziwu…
Chyba zakończę już ten wątek polanicki. Działo się
dużo, bardzo dużo, nie sposób o wszystkim napisać, a poza tym nie wszystko
nadaje się do upublicznienia… ;) Co ciekawsze wątki zostawię dla siebie ;)