W piątek 13.III.
pojechałam do Warszawy, na warsztaty dla Stowarzyszeń. Zwykle jeździłam
PKS-em,ale tym razem zdecydowałam się na pociąg. Z racji swej
niepełnosprawności musiałam poprosić o pomoc przy wysiadaniu. Skierowałam
swą prośbę do mężczyzny stojącego przede mną. Odpowiedział coś w stylu: niekoniecznie, ale niech będzie. Nie ma to jak życzliwość ludzka… :/ Byłam nieco zaskoczona, ale zdałam się na łaskę i niełaskę tego pana… piszę tą notkę, wiec przeżyłam jego pomoc ;) Na
dworcu zapytałam o drogę innego pana, który okazał się być
obcokrajowcem.Uznałam, że mój angielski jest jeszcze zbyt słaby, a poza
tym ów pan niekoniecznie musiał znać odpowiedź na moje pytanie.
Skierowałam, więc swe pytanie do innego osobnika, który to ledwie
spojrzał na mnie i minął z posępnym wyrazem twarzy… Te niebyt miłe próby,
zachwiały nieco moją wiarę w ludzi… :] Trzeba było zapytać kobiety ;)
W końcu trafiłam do tablicy informacyjnej z rozrysowaną okolicą i kierując się tym planem, jakoś sobie poradziłam. Nawet wyszłam z dobrej strony dworca i udało mi się dotrzeć na miejsca zbiórki. Ruszyliśmy w kierunku Miedzeszyna. Kolacja i luźny wieczór. Sobotni poranek. Wykłady, wykłady, obiad, wykłady. Kolacja. Rozmowy do późnych godzin nocnych i w efekcie zaledwie 4,5 godziny snu… trochę mało jak dla mnie :0 Niedziela. Wczesna pobudka. Wykłady. Obiad. Odjazd z ośrodka. Spotkanie z polanickim znajomym, panem T. :D Odjazd do rodzinki, gdzie przebywałam do wieczora. Wujek odwiózł mnie na dworzec PKS. Spięcie z kierowcą - chyba jestem zbyt nerwowa [?] A swoją drogą, czasami sama nie rozumiem swoich zachowań… Przyjazd do domu w poniedziałek około 7 i spanie do godzin popołudniowych... :O
W końcu trafiłam do tablicy informacyjnej z rozrysowaną okolicą i kierując się tym planem, jakoś sobie poradziłam. Nawet wyszłam z dobrej strony dworca i udało mi się dotrzeć na miejsca zbiórki. Ruszyliśmy w kierunku Miedzeszyna. Kolacja i luźny wieczór. Sobotni poranek. Wykłady, wykłady, obiad, wykłady. Kolacja. Rozmowy do późnych godzin nocnych i w efekcie zaledwie 4,5 godziny snu… trochę mało jak dla mnie :0 Niedziela. Wczesna pobudka. Wykłady. Obiad. Odjazd z ośrodka. Spotkanie z polanickim znajomym, panem T. :D Odjazd do rodzinki, gdzie przebywałam do wieczora. Wujek odwiózł mnie na dworzec PKS. Spięcie z kierowcą - chyba jestem zbyt nerwowa [?] A swoją drogą, czasami sama nie rozumiem swoich zachowań… Przyjazd do domu w poniedziałek około 7 i spanie do godzin popołudniowych... :O
Wtorek intensywna nauka angielskiego. Szkoła i testy. Już wiem, że zaliczone z dobrym skutkiem: 57/58 pkt. :D
Dziś
byłam na spotkaniu w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym i po raz
pierwszy ‘lormowałam’, czyli wystukiwałam znaki na dłoni osoby, która
zarówno nie widzi jak i nie słyszy. Trochę się bałam czy sobie poradzę
(niestety dłonie też mam nie w pełni sprawne), ale się udało! :D
To by było na tyle!