Nie było mnie 14 dni, a czuję się jakby nie było mnie 2 miesiące.
Od
jakiegoś czasu byłam namawiana, najpierw przez koleżankę, potem przez
kolegę na wzięcie udziału w programie dla niepełnosprawnych „Gotowi do
pracy”. Długo nie mogłam się zdecydować, kiedy jednak inna z koleżanek
przysłała mi formularz zgłoszeniowy do
wypełnienia, postanowiłam spróbować. Dzień przed wyjazdem do Warszawy,
wypełniłam formularz i zostawiłam go siostrze do wysłania. Po niecałych
dwóch tygodniach zadzwoniono do mnie, że zakwalifikowałam się na
warsztaty. Okazało się, ze jadę do ośrodka w Ciechocinku z czego bardzo
się ucieszyłam (daawno temu, w 3 klasie szkoły podstawowej, byłam w
sanatorium w Ciechocinku). Trochę się też obawiałam jak tam będzie, ale w
sumie nie było już odwrotu.
Przyjechali po mnie o 7 rano i powieźli w nieznane. Po drodze
zbieraliśmy kolejnych uczestników warsztatów. Kiedy zajechaliśmy na
miejsce pomyśleliśmy, że to jakiś żart :/
Budynek w kiepskim stanie, zaniedbany i brudny, koordynatora projektu
nie było na miejscu, bo jak się okazało pojechał po drugą grupę
uczestników. Musieliśmy przez to czekać na kanapie przy wejściu. Zjawił
się chyba po dwóch godzinach i zostały nam przydzielone pokoje. Wszędzie była masa pająków, co dla mnie - arachnofobiczki było koszmarem… 8O brr
Zaczęliśmy
się buntować, chcieliśmy od razu wracać do domów. Dano nam jednak do
zrozumienia, że mamy zostać. Wysyłając zgłoszenie wyraziliśmy zgodę na
uczestnictwo i baliśmy się, że jeśli zrezygnujemy to będziemy musieli
ponieść jakieś konsekwencje. Nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nami
pokierować :/.
Teraz myślę, że dobrze się stało… :D :D
Była
bardzo fajna grupa ludzi. Totalna mieszanina, ale myślę, że właśnie dlatego było tak ciekawie. Podczas całego pobytu zdarzały się jakieś
sprzeczki i kłótnie, ale to wszystko było bez mojego udziału, ja się
dogadywałam ze wszystkimi ;D
Na zajęciach uczyli nas asertywności, kreatywności, optymizmu :D Koleżanka stwierdziła, że czego, jak czego ale optymizmu nie trzeba mnie uczyć. Swoją drogą to dziwne, jak różni ludzie, różnie nas postrzegają, są tacy co mają mnie za skrajną pesymistkę.
Muszę przyznać, ze całe te warsztaty bardzo dużo mi dały, mam wrażenie, że więcej niż innym :) Dowiedziałam się czegoś o sobie, dostrzegłam u siebie cechy, których wcześniej nie zauważałam.
Po zajęciach chodziliśmy na spacery. Podziwiałam piękne dywany kwiatowe…
Czasami
robiliśmy sobie grilla…. Pewnego razu zrobiliśmy sobie grilla na
tarasie, był już wieczór, chłodno. Wszyscy siedzą i tylko jedna
Ela…tańczy :D. Zimno było, Ela zmarzlak, trzeba było się jakoś rozgrzać. Reszta towarzystwa rozruszała się jak weszliśmy do środka…dziwne, przecież tam było ciepło ;) Po
owym grillu, w nocy pożywiła się moją krwią… złośliwa komarzyca. Rano
nie mogłam otworzyć oka, gdyż okazało się, że „uciapała” mnie w powiekę.
Włożyłam sobie za okulary chusteczkę, przysłaniając opuchliznę. Po tańcach bolały mnie też nogi i rano szłam opierając się cała na poręczy. Jak zobaczył mnie Darek, koordynator projektu to skwitował:
- „No tak, spuścić was na chwilę z oczu, to chodzicie po ścianach z popodbijanymi oczami”
No cóż, zdarza się :D
Uczyłam
się też gry w bilard. Przy moim schorzeniu to nie taka prosta sprawa,
ale jak się gra z kimś, kto tak samo nie potrafi, to można nawet wygrać! :D Wiem bo mi się udało… za pierwszym razem…za drugim już nie :] A jakie gigantyczne pająki chodziły po sali bilardowej brr. Pstryknęłam im nawet parę fotek :]
Przyznam jeszcze, że mój organizm został nieco nadwerężony. Chodzenie spać o 1 lub 2 w nocy i wstawanie o 6:30 robi swoje.
Na końcu mieliśmy wykłady z prawnikiem, ledwo wysiedziałam. Nie żeby
nudził, skądże, ale jednak prawo trzeba lubić, żeby słuchać z wielkim
zainteresowaniem, a po tak wyczerpującym pobycie ciężko było nie zasnąć.
Prawie mi się to udało, jednak, niestety miałam kilkusekundowe
„odloty” :O
W drogę powrotną wyruszyliśmy o 19, ja
byłam odwieziona jako przedostatnia i do domu dotarłam po 3 w nocy.
Zanim opowiedziałam pierwsze wrażenia, zrobiła się 4 i dlatego
pierwszego dnia, po powrocie spałam do 13.
Podsumowując, cały pobyt uważam za udany. Nie sposób wszystkiego opisać, zresztą myślę, ze to nie wskazane.
Mam nadzieję, ze dotrwaliście do końca tej notki. . .
P.S. Literki są różnej wielkości, bo blog mi świruje i nie mogę sobie z nim poradzić.*
* Dopisek dotyczył starego bloga